Na tle oryginalnych pomysłów, osobliwych zachowań, histerii i gaf Berlusconiego kampania rządzącej od pięciu lat lewicy była bezbarwna, nudna i bardzo poprawna politycznie. Kandydat lewicowego bloku Ulivo (Drzewo Oliwne) na premiera – były burmistrz Rzymu Francesco Rutelli (48 lat), wsiadł do pociągu i w czapce maszynisty objechał Włochy. W przeciwieństwie do Berlusconiego, który sam zgłosił swą kandydaturę na szefa rządu, otrzymał nominację wygrywając z obecnym premierem Giuliano Amato. Berlusconi bezceremonialnie posługiwał się swoimi mediami (trzy ogólnokrajowe kanały telewizyjne koncernu Mediaset oraz gazety), Rutelli zaś wykorzystywał urząd na Kapitolu. Przypisał sobie sukces obchodów Roku Świętego w Rzymie podkreślając, że świetnie przygotowane i zarządzane miasto wytrzymało najazd 25 mln pielgrzymów i turystów.
Po raz pierwszy w historii Włoch kampania przypominała amerykańskie wybory i zarazem konkurs piękności. Choć o miejsca w parlamencie walczyło wiele partii, był to show dwóch kandydatów, którzy do ostatniej chwili mieli niemal wyrównane szanse, otrzymując w sondażach po około 40 proc. głosów. Złośliwi powiadają, że Berlusconi uparcie odmawiał wzięcia udziału w debacie telewizyjnej z Rutellim z powodu różnicy wzrostu; przy swoich 166 centymetrach wyglądałby groteskowo obok wysokiego rywala. Kiedyś jako właściciel telewizji dobierał krawaty prezenterom wiadomości, teraz sam decydował o swoim wizerunku.
Na pierwszych, ustawionych już latem zeszłego roku, billboardach wyborczych miał kasztanowe włosy, potem zmienił kolor na kruczoczarny. Chodzi w butach na wysokich obcasach, siada na krześle z poduszką, a nawet – jak głosi plotka – ekipy jego stacji filmują szefa przez specjalne filtry. Wiece wyborcze Casa della Liberta przypominały akty wiernopoddańcze wobec Berlusconiego.