Na początku był Cannes-can, czyli „Moulin Rouge”, musical przypominający najlepsze czasy legendarnego paryskiego kabaretu spod znaku czerwonego wiatraka. Dyrekcja festiwalu nie mogła wybrać nic odpowiedniejszego na inaugurację – nazajutrz w recenzjach zwracano jednak uwagę na pewien drobiazg, że jest to mianowicie film amerykański, a nie francuski.
Jeszcze do niedawna Cannes opowiadało się konsekwentnie po stronie czystej sztuki filmowej, lekceważąc ostentacyjnie komercję nawet w szlachetniejszym wydaniu. Ostatnio sytuacja ulega zmianie. Thierry Fremaux, nowy dyrektor artystyczny festiwalu, który zeszłej zimy dwa razy latał do Los Angeles, by zawrzeć pokój z najmożniejszymi tamtejszymi producentami, głosi teraz publicznie, że nie ma zamiaru szykanować pewnych tytułów tylko dlatego, że najprawdopodobniej znajdą się one na pierwszych miejscach tzw.
Polityka
20.2001
(2298) z dnia 19.05.2001;
Wydarzenia;
s. 16