Borys Jelcyn rewizytował Lecha Wałęsę, gdy obaj toczyli boje ze swoimi parlamentami. Przed lądowaniem w Warszawie – 24 sierpnia 1993 r. – rosyjscy dyplomaci żartowali, że ich prezydent przyjeżdża do polskiego prezydenta, by dowiedzieć się „jak najskuteczniej rozpędzić parlament”.
W Polsce w tym czasie Sejm był rozwiązany, a wybory miały się odbyć 19 września. Gabinet Hanny Suchockiej sprawował funkcję, ale „w stanie dymisji”. Dla Wałęsy, tworzącego w przededniu nowych wyborów własny obóz polityczny – wizyta Jelcyna, zwłaszcza gdyby osiągnięto w jej trakcie znaczący sukces, była bardzo na rękę. Przy opracowywaniu programu Rosjanie proponowali, by zawierał on jak najmniej punktów o charakterze protokolarnym czy kurtuazyjnym, gdyż prezydent skarżył się na zdrowie.
Polska prasa komentowała, że poprzednie spotkanie prezydentów w Moskwie było skierowane na przeszłość – zamknięcie pewnego etapu, obecne miało być zwrócone ku przyszłości – otwarciu nowego. Rosjanie przed wizytą wykonali gest o znaczeniu symbolicznym: wiceprezydent Aleksander Ruckoj złożył w Katyniu wieniec pod krzyżem upamiętniającym zbrodnie sowieckie na polskich oficerach.
Dwa obiady, sześć kieliszków
Do podpisania przygotowywano osiem dokumentów. Wśród nich m.in. porozumienie o budowie rurociągu jamalskiego, umowę kulturalną, a także wspólną deklarację prezydentów. W pierwotnej jej wersji nie znalazł się słynny później zapis o rosyjskiej zgodzie na rozszerzenie NATO. Nie znalazł się z dwóch powodów. Kierownictwo polskiego MSZ nie wierzyło, że taki zapis mógłby być zaakceptowany przez Rosjan, ponadto nie uważało za celowe dyskutowanie kwestii polskiego członkostwa w Sojuszu Północnoatlantyckim z Moskwą, jako nie będącą stroną tych działań.