– Smród, z punktu widzenia nauk medycznych, w zasadzie nie istnieje – twierdzi dr Jan Pastor z Zakładu Higieny i Epidemiologii Akademii Medycznej w Gdańsku. Jednak różnego pochodzenia odory mogą zagrażać zdrowiu człowieka. Ale jak ustalić dopuszczalne dla ludzkiego środowiska stężenie w powietrzu czegoś, co – jak się powszechnie sądzi – fizycznie nie istnieje?
Maciej Ardziejewski, pełnomocnik właściciela największego i najnowocześniejszego w Polsce zakładu utylizującego zwierzęce odpady poubojowe i poprodukcyjne w Uśnicach k. Sztumu (duńskiej firmy dakaPolska), udowadnia, że smród istnieje fizycznie. W jednym z wydziałów jego zakładu stoją kuwety z brązową zawartością. – To smród w postaci stałej – wyjaśnia. – Po zebraniu znad urządzeń utylizacyjnych jest przerabiany na granulat. Jeśli zatem ktoś miałby wątpliwości, czy smród fizycznie istnieje i czy szkodzi zdrowiu, może spróbować go rozkruszyć i powdychać sobie.
Prawo bez nosa
Podwarszawskie osiedle domków jednorodzinnych, jedno z kilkunastu tysięcy osiedli, jakie powstały w Polsce w ostatnich latach. Kilka minut po godz. 17 właściciel jednego z domków, pan N., podpala kolejną stertę śmieci. Oszczędza w ten sposób 24 zł miesięcznie, bo tyle kosztuje cotygodniowe wywożenie kubła śmieci. Po kilku minutach skwierczą w ogniu resztki jedzenia, plastikowe opakowania, torebki i butelki, kartony po mleku, jakieś szmaty. Żrący dym przenika na sąsiednie posesje. Sąsiedzi szczelnie zamykają okna. Duszący smród spalenizny do rana ciągnie się po osiedlowych uliczkach i ogródkach.
Sąsiedzi próbowali najpierw perswazji, potem skarżyli się u wszystkich świętych. W biurze głównego inspektora sanitarnego powiedziano im, że za tę sprawę odpowiedzialny jest samorząd.