Archiwum Polityki

Socjolog w hiperma rkecie

Socjologia przebiła popularnością prawo i stała się najmodniejszym humanistycznym kierunkiem studiów. Adepci liczą, że wiedza o zjawiskach społecznych i człowieku pozwoli im odnaleźć się na rynku pracy. Rozumują tak: teraz dobrze wiedzieć, co ludzie myślą, bo na tym się zrobi pieniądze; żeby bowiem coś przekazać, zareklamować lub sprzedać, trzeba znać odbiorcę, a socjolog jest pośrednikiem obsługującym producentów towarów i  idei.

Dziś może 20 proc. studiuje socjologię z powodu naukowej pasji, chęci, by coś naprawdę poznać i zrozumieć, dla reszty jest to po prostu wybór zawodu. To portret generacji, która słowo pragmatyzm traktuje bardzo poważnie – mówi dr Paweł Śpiewak, wykładowca na Uniwersytecie Warszawskim i publicysta.

Żyjemy w kapitalizmie i już nie studiuje się dla wiedzy, tylko żeby zwiększyć swoje szanse na rynku pracy – potwierdza Michał Smogarzewski, student V roku UW. – Ale tak nie jest od początku. Na I i II roku studiuje się na zasadzie sztuka dla sztuki, na III roku przychodzi czas utraty złudzeń i człowiek zaczyna powoli kierować się na rynek.

Bez brody i togi

W ciągu ostatniej dekady w socjologii dokonała się rewolucja, lecz nie była to rewolucja naukowa, tylko obyczajowa. Kiedyś wybór tego kierunku oznaczał wybór kariery akademickiej – studia w todze, bez perspektyw zawodowych. W czasach socjalizmu można było co najwyżej zostać socjologiem zakładowym, ale to wszystko; nie było alternatywy. Skoro rynek nie potrzebował socjologów, pozostawała ucieczka w teorię i opozycję. Wydziały pełne były brodatych dysydentów w swetrach, którzy specjalizowali się w wykazywaniu absurdów systemu.

To było porządne akademickie wykształcenie, wszechstronne i bezinteresowne, ale bez pytań: po co? kim jest socjolog i co będzie robił? Obowiązywała idea czystości nauki – wspomina dr Anna Giza, wykładająca na Uniwersytecie Warszawskim i od kilku lat zatrudniona w dużym koncernie. – Aż przyszedł rok 1989, na socjologię zaczęły walić tłumy, a na pytanie: kim jest socjolog? odpowiedział rynek.

Polityka 21.2002 (2351) z dnia 25.05.2002; Społeczeństwo; s. 90
Reklama