Archiwum Polityki

Nerwy ze stali

Między Stanami Zjednoczonymi a resztą świata zaczęła się kolejna wojna handlowa. George Bush w emocjonalnym wystąpieniu zapowiedział wprowadzenie zaporowych ceł na import kilkunastu gatunków blach i innych wyrobów stalowych. Jak na kraj, który uważa się za lidera walki o wolny handel, było to dość zaskakujące posunięcie.

Ekonomiści, przynajmniej ci z frakcji liberalnej, od dziesięcioleci przekonują, że świat miałby się lepiej bez granic celnych, dopłat do eksportu, importowych kwot i innych form wspierania produkcji lub ochrony rynku wewnętrznego. Argumenty w tej sprawie padły już wszystkie, skutki protekcjonizmu zostały po wielekroć opisane, ale dylemat: bronić narodowego, a czasem już tylko branżowego, interesu czy trwać przy uniwersalnych zasadach, nieustannie powraca.

Nie inaczej było i tym razem. George Bush od wielu miesięcy zmagał się z rosnącym naciskiem wpływowego lobby 160 tys. amerykańskich hutników, którzy mieli już serdecznie dość konkurencji w postaci taniej stali z Azji i krajów byłego bloku wschodniego oraz droższych, ale nadal atrakcyjnych cenowo produktów z Europy Zachodniej. Od 1997 r. w Stanach Zjednoczonych zamknięto 31 hut, zwolniono dziesiątki tysięcy ludzi, 16 dużych przedsiębiorstw stalowych jest w stanie upadłości.

Eksperci mają wątpliwości

Tamtejsi związkowcy argumentują, że główny winowajca to tanie, często sprzedawane poniżej rzeczywistych kosztów produkcji, wyroby z importu. Jest ich za dużo, płyną z Rosji, z krajów powstałych po rozpadzie ZSRR, z Korei Południowej, z Chin, z Europy Zachodniej, z Japonii. To związkowcy i oczywiście właściciele hut namawiali prezydenta, by na przejściowy okres (wybrano 3 lata) wprowadził cła dające czas na konieczną restrukturyzację nieefektywnie zorganizowanego przemysłu, który prędzej czy później będzie jednak musiał stawić czoło pozostałym producentom. Czy ta sprawnie zdobyta chwila oddechu wystarczy? I czy warto było płacić za nią wysoką cenę w postaci pogorszenia ogólnego klimatu w międzynarodowym handlu?

Eksperci mają wątpliwości. Po pierwsze obwinianie taniego importu o wszystkie nieszczęścia amerykańskiego przemysłu stalowego to grube uproszczenie.

Polityka 12.2002 (2342) z dnia 23.03.2002; Gospodarka; s. 62
Reklama