Archiwum Polityki

Różni nas tylko George Bush

Co cztery lata w polityce światowej następuje przerwa na dobre pół roku: od czerwca do grudnia, może nawet dłużej. To przerwa na wybory w USA. Jaki spektakl czeka nas po tym przymusowym antrakcie?

Globalne interesy i nowe inicjatywy Europy, Chin, ONZ czy Rosji muszą poczekać, bo albo w Waszyngtonie nie ma prezydenta zajętego wyczerpującą kampanią wyborczą, albo nie chce w czasie tej kampanii za bardzo się wychylać, żeby nie psuć sobie sondaży. Albo nie ma co z nim gadać, gdyż nie wiadomo, czy się utrzyma, a nuż lepiej poczekać, by kumać się z nowym, zwykle krytycznie nastawionym do przeciwnika.

Tak jest i w tym roku. Od szczytu NATO w Stambule w czerwcu 2004 r. to, co się niebezpiecznie tli na głównych fajerkach światowej kuchni – tli się bez udziału międzynarodowego kucharskiego konsylium, bo takie żyje w zawieszeniu, nie działa – co doskonale widać teraz na przykładzie Iraku, Bliskiego Wschodu (gdzie dodatkowym czynnikiem niepewności jest nieobecność Jasera Arafata), Iranu, a nawet Korei.

W tegorocznych wyborach amerykańskich Europa (w ogromnej większości, a nawet szerszy świat: Brazylia, Argentyna, Chiny) oddawała głos przeciw George’owi Bushowi. Głos ten rzecz jasna nie padał do urn w USA, Bush wygrał i kropka. Ten silny antybushowski głos nie liczył się dla wyniku wyborów w Ameryce, ale paradoksalnie ciągle gra w polityce transatlantyckiej. Przywódcy europejscy – którzy sami mają wybory na karku i muszą z własną opinią publiczną obchodzić się jak ze śmierdzącym jajem – nie ułatwiali Ameryce zadania w Iraku i jak się wydaje nie zmienią szybko stanowiska.

Spójrzmy na wykres.

Skoro wszystkim, Polakom wprawdzie najmniej, ale także, Bush humory popsuł, to musi to w Europie bardzo hamować jakieś pokusy, by wyciągnąć do niego rękę w geście pojednania i pomocy. Opinia europejska będzie oczekiwała – co wynika z prostej psychologii, która tak ciąży na polityce – że to raczej Waszyngton zaproponuje coś nowego, zwłaszcza w Iraku i na Bliskim Wschodzie.

Polityka 47.2004 (2479) z dnia 20.11.2004; Świat; s. 54
Reklama