Co cztery lata w polityce światowej następuje przerwa na dobre pół roku: od czerwca do grudnia, może nawet dłużej. To przerwa na wybory w USA. Jaki spektakl czeka nas po tym przymusowym antrakcie?
Globalne interesy i nowe inicjatywy Europy, Chin, ONZ czy Rosji muszą poczekać, bo albo w Waszyngtonie nie ma prezydenta zajętego wyczerpującą kampanią wyborczą, albo nie chce w czasie tej kampanii za bardzo się wychylać, żeby nie psuć sobie sondaży. Albo nie ma co z nim gadać, gdyż nie wiadomo, czy się utrzyma, a nuż lepiej poczekać, by kumać się z nowym, zwykle krytycznie nastawionym do przeciwnika.
Tak jest i w tym roku. Od szczytu NATO w Stambule w czerwcu 2004 r.
Polityka
47.2004
(2479) z dnia 20.11.2004;
Świat;
s. 54