Archiwum Polityki

Sztych prokuratora

To już nie jest dziurka od klucza, przez którą Ameryka i świat podglądały dotychczas prezydenta Clintona w Pokoju Owalnym, nazwanym przez karykaturzystów Oralnym. To już jest wielkie, dobrze oświetlone okno wystawowe, prezentujące wszystkie szczegóły pożycia 42 prezydenta USA z byłą stażystką w Białym Domu Moniką Levinsky.

Za sprawą niezależnego prokuratora Kennetha Starra, a potem Izby Reprezentantów, gdzie 363 kongresmenów (przeciw było 63) opowiedziało się za natychmiastowym podaniem jego raportu do wiadomości powszechnej, szczegółowy opis zabaw erotycznych prezydenta i Moniki można sobie od piątku kontemplować w zaciszu domowym poprzez internet. Jeśli ktoś nie ma internetu, mógł sobie kupić specjalne wydanie szanowanego dziennika "The Washington Post".

Opis co ciekawszych momentów ogłoszono zaraz przez radio i telewizję. Jak ten, z poranka niedzieli wielkanocnej, kiedy stażystka i prezydent w akcie najwyższej solidarności pozamałżeńskiej rozpalali w sobie nawzajem namiętność w ten sposób, że panna Monica doprowadzała siebie do ekstazy prezydenckim cygarem (które on jej włożył), a prezydent siebie własnym sposobem, nie opisanym przez Starra. Potem prezydent Bill Clinton poszedł do kościoła na mszę z Pierwszą Damą Hillary Rodham Clinton.

Z opisów prokuratora wynika, że w czasie 12 sesji erotycznych prezydent nie pozwolił sobie na penetrację, co Monikę frustrowało. Że usiłował zachować jakieś granice. Przy pierwszym kontakcie cielesnym, kiedy ona zamierzała doprowadzić go ustami do orgazmu, powstrzymał ją uwagą, że musi najpierw nabrać do niej zaufania. Sytuacja taka powtórzyła się. Denerwowało ją, iż zbliżenia były ukradkowe, nigdy się całkowicie nie rozebrali, a nieraz zdarzało się, że prezydent zamiast skupić się na przeżywaniu patrzył i słuchał, czy ktoś nie podchodzi do okna lub drzwi. Narastało w nim poczucie zagrożenia i nawet zerwał kontakty erotyczne na początku 1996 r. Lecz wdzięki przejawiającej inicjatywę apetycznej, młodej brunetki były zbyt zniewalające.

Sprawiali też sobie skromne podarki. Na przykład ona dała mu krawat, a on nie umieścił go w dziale prezentów w archiwum Białego Domu, lecz zachował, a potem w ramach rewanżu dał jej swoje zdjęcie, na którym widniał ustrojony w ów krawat.

Polityka 38.1998 (2159) z dnia 19.09.1998; Wydarzenia; s. 16
Reklama