Głównym bohaterem „Codziennika” Daniela Passenta pozornie tylko jest teraźniejszość. Wydarzenia relacjonowanego dzień po dniu ubiegłego roku stają się dla publicysty i felietonisty, jednego z najpopularniejszych autorów „Polityki”, z pismem związanego od 1958 r., punktem wyjścia do szerszych rozważań. Na trzystu pięćdziesięciu stronach próbuje dokonać czegoś na kształt rozrachunku z sobą samym, momentami bardzo gorzkiego w tonie bilansu z rubrykami „winien” i „ma”. Wraca pamięcią do czasów spędzonego z wujem ideowym komunistą dzieciństwa, młodości w Studenckim Teatrze Satyryków, małżeństwa z Agnieszką Osiecką, pięciu lat spędzonych na placówce dyplomatycznej w Chile, przywołuje ludzi z pierwszych stron gazet, komentuje historię w wersji oficjalnej i zdradza jej kulisy. Przede wszystkim jednak – nie bez szczypty autoironii – tłumaczy się ze swoich życiowych wyborów. Nigdy nie ukrywał, że jego serce, także po roku 1980, „biło po lewej stronie”. Może dlatego – zastanawia się – że w jego charakterze nie leży potrzeba zmieniania życia, tylko jego poznawanie, a może dlatego, że dla ocalonego z Holocaustu sieroty wszelka rewolucja, nie wyłączając solidarnościowej, oznaczała powrót chaosu i niepewność każdego dnia? Tym sposobem kronika jednego roku niepostrzeżenie rozrasta się do rozmiarów kroniki jednego – barwnego, niebanalnego i świetnie opisanego, chodzi przecież o słynnego Bywalca – życia.
„Codziennik” wydany przez Wydawnictwo Nowy Świat znalazł już, jak pokazują listy bestsellerów, sporą rzeszę czytelników, co skłoniło autora do kontynuowania codziennych zapisków. Tym jednak razem na efekt nie będzie trzeba czekać, jak poprzednio, do końca roku.