Archiwum Polityki

Wymiatam kurze, wycieram uprzedzenia

Na Ukrainie były matkami i żonami, pisały doktoraty, grały na skrzypcach, pracowały w szpitalu. Kiedyś leczyły pacjentów, teraz leczą polskie kompleksy.

Najpierw przychodzi świadomość, że człowiek dobiegł do ściany i dalej nie ruszy. W przypadku Nataszy, kulturoznawcy z Kijowa, świadomość ta nadeszła 14 października 1998 r. Natasza wracała z instytutu, wstąpiła na bazar, bo w domu nie było nic do jedzenia, a dzieci już dzwoniły, że potwornie głodne. Więc jak zwykle kupiła kartofle, miała jeszcze ochotę na pietruszkę, którą obok sprzedawała zakutana starsza kobieta. – I nagle okazało się, że albo kupię ten pęczek pietruszki, albo bilet na tramwaj. Na obie rzeczy nie wystarczy pieniędzy, bo skończyła się pensja, a o następnej nic nie wiadomo. Wściekłam się, nawrzeszczałam na tę biedną starowinę, że za drogo sobie liczy. I odeszłam z płaczem. Wtedy zrozumiała, że dalej tak nie można żyć, a upokorzenie sięgnęło zenitu. Bo ta pietruszka kosztowała jakieś 30 gr, a ona z tego powodu zrobiła piekło jakiejś biednej kobiecie. Tego samego wieczora zadzwoniła do znajomych naukowców z Poznania. Poznała ich rok wcześniej na konferencji kulturoznawczej w Warszawie.

Natasza ma prawie 50 lat, samotnie wychowuje dwoje dzieci, i do października 1998 r. udawało jej się zdobyć tyle prac zleconych, żeby opłacić czynsz, książki dla syna, lekarstwa dla chorego ojca. Najbardziej dochodowe były ryzykowne ekspedycje do Czarnobyla. Ale i one się skończyły. W tym czasie osiemnastoletni syn postanowił, że zostanie lekarzem. – Błagałam go, żeby to przemyślał, że lekarze na Ukrainie nie mają pracy, za to uczelnie chcą za egzamin wstępny łapówek sięgających 7 tys. dol. Ale uparł się, zdał na płatną uczelnię, 900 dol. rocznie. Więc w końcu zadzwoniła do Poznania i poprosiła: kochani, potrzebuję jakiejkolwiek pracy.

Polityka 33.2002 (2363) z dnia 17.08.2002; Gospodarka; s. 31
Reklama