Archiwum Polityki

Przerwać milczenie

Rozmowa z Arno Lustigerem, historykiem żydowskiego ruchu oporu

Agata Wiśniewska: – Dlaczego po wojnie został pan w Niemczech?

Arno Lustiger: – To długa historia. Wojnę przeżyłem w kilku miejscach, byłem przesiedlany. W ostatnim obozie koniec nawet był bliski. Wszyscy więźniowie zostali wysłani na śmierć. Na szczęście udało mi się uciec, a potem uratowała mnie armia amerykańska. Przez długi czas nie wiedziałem nic o losach mojej rodziny. Ojciec i brat nie przeżyli wojny, zostali zabici. Matkę i siostry odnalazłem kilkanaście miesięcy po wojnie. Pochodzę z Będzina, gdzie przed wojną większość mieszkańców stanowili Żydzi. Niemal wszyscy zostali wysłani do Oświęcimia. Wraz z rodziną nie chcieliśmy wracać do miejsca, które było masowym cmentarzem, choć bez nagrobków. Drugą przyczyną, dla której nie chciałem zostać po wojnie w Polsce, był komunizm. W ostatnim obozie, w którym przebywałem, miałem dwóch towarzyszy więźniów, którzy byli sowieckimi oficerami. Objaśnili mi wtedy różnicę pomiędzy ideologią komunistyczną a sowiecką rzeczywistością. Już wtedy wiedziałem, że nie chcę żyć w kraju komunistycznym.

Do tych powodów doszedł jeszcze jeden. Po wojnie spotkałem kolegę z mojego gimnazjum, który namawiał mnie do pozostania w Polsce. Tłumaczył, że mogę tu pracować, studiować. Ale dodał jedno: Musisz zmienić swoje nazwisko na polskie. Nie wchodziło to w rachubę. Dlaczego mam zmieniać swoje nazwisko? Mój ojciec Dawid Lustiger ze swoim żydowskim nazwiskiem był radnym miejskim, szanowaną i ważną osobą. Mój dziadek Aaron Lustiger był starszym cechu żydowskich piekarzy. Dlatego nie było możliwe, żebym zmienił swoją tożsamość, żebym ją fałszował. Miałem się stać kimś innym tylko dlatego, żeby zdobyć jakąś pracę albo robić jakąś karierę? Postanowiłem opuścić Polskę. Wyjechaliśmy w piątkę – mama, moje trzy siostry i ja.

Polityka 16.2006 (2551) z dnia 22.04.2006; Historia; s. 81
Reklama