Archiwum Polityki

Od folkloru do horroru

Silvio Berlusconi po raz trzeci wygrywa wybory parlamentarne i jako premier zostaje skazany na 7 lat więzienia oraz otrzymuje zakaz sprawowania funkcji publicznych. Jego zwolennicy atakują sędziów i podpalają gmach sądu w Mediolanie. Wybuchają zamieszki. Tak kończy się „Kajman”, najnowszy film Nanniego Morettiego.

Znany reżyser i zagorzały zwolennik lewicy, laureat Złotej Palmy w Cannes, który przed paroma laty zgromadził w Rzymie prawie milion ludzi na wiecu przeciwników Silvio Berlusconiego, dziś zachęca Włochów, aby przed wrzuceniem kartki do urn obejrzeli jego film.

Nanni Moretti, pokazując niezwykle krytyczny dla Berlusconiego obraz, chciał przed wyborami obudzić czujność rodaków, ostrzec, by kolejny raz nie popełnili błędu. Tymczasem „Kajman” wywołał niebywały zamęt i to w chwili, gdy przedwyborcze emocje sięgnęły zenitu. Zamiast o podatkach, kulejącej służbie zdrowia i wojnie w Iraku, nagle wszyscy zaczęli rozmawiać o filmie. Reżyser zmusił Włochów do myślenia. Nikt jednak nie podejmuje się przeliczenia liczby kinowych biletów na głosy w wyborach. Podczas gdy niektórzy czołowi krytycy filmowi i komentatorzy polityczni są przekonani, że miażdżący dla wizerunku Berlusconiego „Kajman” przypieczętuje jego klęskę, inni obawiają się efektu bumerangu.

Niepokoju nie kryje przywódca centrolewicy i największy rywal premiera Romano Prodi, który ma nadzieję, że „film będzie przydatny i nie zaszkodzi kampanii wyborczej”. Na odwrotny skutek liczą z kolei zwolennicy Berlusconiego. Ich zdaniem bezlitosna nagonka na premiera, który w filmie jest nękanym przez wymiar sprawiedliwości (za korupcję i oszustwa) krezusem, może paradoksalnie obrócić się na korzyść Berlusconiego. Jeden z uczestników forum internetowego na stronie Forza Italia zapytał: „A jeśli Kajman zje Mortadelę?”. Nawiązał w ten sposób do przydomka, jakim obdarzany jest Romano Prodi, który podobnie jak słynna włoska wędlina pochodzi z okolic Bolonii.

Sam Berlusconi stanowczo zapowiedział, że filmu nie obejrzy. Nic dziwnego, wielu scen na pewno wolałby nie widzieć.

Polityka 14.2006 (2549) z dnia 08.04.2006; Świat; s. 56
Reklama