Archiwum Polityki

Dopasować kamień do ręki

Bałagan po nocnych zamieszkach w Warszawie już uprzątnięto, ale pozostał problem. Jak ukarać tych, których schwytano, i jak odstraszyć innych. W praktyce testowana jest idea szybkiego wymiaru sprawiedliwości i zero tolerancji dla chuliganów.

Protokoły policyjne pozwalają dziś dość precyzyjnie odtworzyć przebieg owej „gorączki sobotniej nocy” z 13 na 14 maja. Po meczu Legii z Wisłą na Starym Mieście, głównie na pl. Zamkowym, gromadzi się ok. 7 tys. osób. O godz. 1 w nocy tłum zaczyna rzednąć. Liczne ekipy telewizyjne towarzyszące kibicom zwijają sprzęt i – trochę rozczarowane – rozjeżdżają się do macierzystych stacji. Na placu pozostają niedobitki, najwyżej kilkaset osób. – O godz. 1.37 oficer dyżurny na stołecznym stanowisku kierowania dostał drogą radiową wiadomość, że jednak zamieszki wybuchły – opowiada Mariusz Sokołowski, rzecznik Komendy Stołecznej Policji. Kibicom skończył się alkohol, a monopolowy był zamknięty, więc wpadli w szał. Tłuką szyby, rozwalają samochody. Atakują policjantów. O godz. 1.40 na Zamkowy wyruszają cztery kompanie policyjne, ok. 400 ludzi przygotowanych do uśmierzania groźnego tłumu. To jeszcze bardziej rozjusza szalikowców. Rzucają w funkcjonariuszy kamieniami i butelkami, demolują miasto.

Wbrew niektórym opiniom policja szybko zaprowadza porządek. Minister Ludwik Dorn nazwie potem akcję oddziałów prewencji bezbłędną. Zatrzymanych zostaje 231 najbardziej aktywnych uczestników zajść. Tym razem nie będzie dla nich pobłażania (ostatnie ruchawki uliczne kibiców na nieco mniejszą skalę były w stolicy 4 lata temu, prowodyrzy uniknęli kary). Gorączkowo zbiera się dowody i szykuje zarzuty. Wydano bowiem polityczne polecenie, aby winnych doprowadzić przed oblicze sądów. To ma być właściwa reakcja na zakłócenie porządku, na wymierne straty i fakt, że ponad 50 policjantów odniosło obrażenia. Ale ma to być również nauczka na przyszłość. Obowiązuje już hasło: „Zero tolerancji”. Kibice – niejako na własne życzenie – poszli na pierwszy ogień.

Polityka 21.2006 (2555) z dnia 27.05.2006; Temat tygodnia; s. 21
Reklama