Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Archiwum Polityki

Thriller z elementami moralnego niepokoju

Wielka Loża Komentatorów POLITYKI

Jest uczucie ulgi. Ale i smutku, że już się skończyło – przyznaje Grażyna Torbicka, która aż do 90 minuty finału siedziała jak na szpilkach, lękając się, że „Niemcy jeszcze coś zrobią”. – Nareszcie wszystko wróciło do normy. – Spełniły się moje oczekiwania – mówi Marek Kondrat. Jerzy Pilch: – Ten finał mnie cieszy z tego powodu, że przypominam państwu, iż na pierwszym posiedzeniu loży co prawda nie poparłem Senegalu, ale powiedziałem, że jestem za Niemcami i Brazylią. No więc jak mnie ma finał nie cieszyć? Mimo to uważam, że finał Brazylia–Hiszpania byłby lepszy. Bo jeśli sport ma sens, to wcześniej Hiszpania powinna wygrać z Koreą, potem z Niemcami. I dzisiaj w tej właśnie chwili siedzielibyśmy oglądając dogrywkę w finale Brazylia–Hiszpania.

Pilch zazdrości

Zdaniem pani Grażyny finał był ładny, ale naprawdę cudowne rzeczy wydarzyły się w meczu o trzecie miejsce. – Ta dawka wzruszenia, jakiej dostarczyły Korea i Turcja już po zakończeniu meczu, przebija ten finał. To chwycenie się obu drużyn za ręce, kłanianie się w cztery strony świata... Czy widzieliśmy podobne sceny kiedykolwiek przedtem? Myślę, że wielkich drużyn jednak nie stać na takie gesty.

Sławomir Mizerski: – Ale czy nie było tu elementu reżyserii? Czy nie był to w wykonaniu Turków zaplanowany przez FIFA gest wobec gospodarzy, którzy po paru decyzjach sędziów przestali być lubiani przez kibiców futbolu na świecie?

Kondrat: – Ja, szczerze mówiąc, nie ufam takim scenom.

Ale zdaniem pani Grażyny trudno byłoby wyreżyserować taką sytuację. – Zresztą gdyby była tam reżyseria, to dlaczego nie wyreżyserowano niczego po finale Niemcy– Brazylia?

Polityka 27.2002 (2357) z dnia 06.07.2002; kraj; s. 18
Reklama