Konta są puste, upadek tylko Daewoo w Lublinie kosztował 35 mln zł. Kolejka jest prawie trzymiesięczna, ale ani stoczniowcy, ani Bison Bial jeszcze w niej nie stoją, ustawa nie przewiduje pomocy dla pracowników, których firma formalnie istnieje – trzeba ją najpierw zlikwidować albo też stwierdzić jej niewypłacalność. Kiedy ten wymóg zostanie spełniony, pracownicy wymienionych firm dołączą do 18,5 tys. już oczekujących indywidualnie oraz tysięcy innych zgromadzonych na 1180 wykazach zbiorowych. Zaś 73-milionowy rachunek, jaki fundusz ma do zapłacenia, ulegnie znacznemu powiększeniu.
Lada moment więc FGŚP zażąda od Sejmu ponadsześciokrotnego zwiększenia przymusowego podatku od wynagrodzeń tych, którzy pracę mają. Na razie składka pobierana razem z obciążeniami na ZUS wynosi 0,08 proc. płac, fundusz chce, aby wynosiła 0,5 proc. Jego szef Lesław Abramowicz innego wyjścia nie widzi. – Bo jeśli nawet FGŚP będzie mógł zaciągać kredyt komercyjny, to przecież z czegoś będzie go musiał zwrócić.
Jedno jest wszakże pewne – jeśli składka wzrośnie, zwiększy się również liczba niepłacących. Nie wiadomo o ile, bo nawet dziś dyrekcja funduszu nie wie dokładnie, ile jej się miesięcznie należy, nie ma też listy pracodawców, którzy ze składką zalegają. Składki ściąga bowiem ZUS, który – jak twierdzą w funduszu – nie potrafi tego wyliczyć.
Chociaż więc obecnie nie bardzo wiadomo, ile fundusz na koncie mieć powinien, to już wiadomo, że powinien mieć więcej.
Fundusz płaci wszystkim. Zarówno fryzjerowi, którego pracodawca zdjął szyld, zamknął zakład i wyjechał w nieznanym kierunku, jak i pracownikom upadającej stoczni. Niezależnie od tego, czy przedsiębiorstwo wywiązywało się z obowiązku opłacania składek, czy też nie. Z reguły się nie wywiązuje.