Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Archiwum Polityki

Przeboje dla wojów

Katowicka Metalmania, festiwal w Ustroniu Morskim, niedawny koncert grupy Slayer dowodzą, że Polska staje się atrakcyjnym krajem dla fanów rozmaitych odmian muzyki metalowej, dla miłośników „ciemnych przepływów energii”.

W 1993 r. gdański zespół Behemoth nagrał kasetę „From The Pagan Vastlands”. Mimo że rodzima scena metalrockowa miała już swoje gwiazdy chętnie kojarzone z okultyzmem, a nawet satanizmem, w tym wypadku muzyka ciężka jak bomba objawiła swój nieoczekiwany związek z tradycją pogańską i prasłowiańską mitologią. W Norwegii, w Niemczech, a także w Stanach Zjednoczonych przebrani za rogatych wikingów albo starożytnych Celtów rockmani już od dobrych paru lat wzbudzali zachwyt fanów i niepokój mediów, które nie bardzo wiedziały, jak poradzić sobie z tym zjawiskiem, więc na wszelki wypadek umieszczały je w bardzo pojemnym kontekście Ruchu Nowej Ery.

Niepokój zdawał się uzasadniony, kiedy agresywna w brzmieniu muzyka i prowokacyjny wizerunek sceniczny szły w parze z psychozą, jak zdarzyło się w przypadku założyciela norweskiego zespołu Burzum, Varga Vikernesa, który opętany obsesją zamordował swojego gitarzystę, za co otrzymał wyrok 21 lat więzienia.

Prowokacja innością

Od co najmniej 40 lat rozmaite nurty muzyki rockowej, związane niekiedy z różnymi subkulturami, próbują walczyć z ogólnie przyjętą popularną estetyką odwołując się do tego, co powszechnie mogłoby być uznane za prowokacyjnie inne. Ale też prawie za każdym razem to, co wydawało się na początku nieobliczalną prowokacją, zostawało oswajane przez przemysł kulturalny. Jak zatem ocenić rzeczony akces do pogaństwa? Otóż tak zwany rock apokaliptyczny w swoich radykalnych przejawach, na przykład w wykonaniu zespołów w rodzaju Fire+Ice czy Throbbing Gristle, z pewnością nie może liczyć na sukces finansowy i mieści się w niszy, którą dawniej nazywaliśmy muzycznym undergroundem.

Polityka 27.2002 (2357) z dnia 06.07.2002; Kultura; s. 56
Reklama