Archiwum Polityki

Mój bór

Mam głębokie poczucie, że życie w mieście jest sprzeczne z naturą człowieka. Wiem, że to konieczność cywilizacyjna, ale marzy mi się zupełnie inne życie. Dlatego, kiedy tylko mogę, uciekam z miasta. Najchętniej do mojej puszczy.

Mówią, że są czakramy, takie miejsca mocy dające ludziom jakąś niezwykłą energię. Tu w Puszczy jest takie miejsce, odkryte siedem lat temu. Drzewa nie rosną tu w jeden pień, tylko w dwa lub trzy, wszędzie głogi, które zazwyczaj nie występują w puszczy. W ziemi są zakopane kamienie, które tworzą krąg. Na środku jest kamień ofiarny, z którego ludzie wrażliwi na energię czerpią siłę.

Trzy lata temu kupiliśmy w Puszczy Białowieskiej domek. To była ruina. Kiedy jednak tutaj przyjechaliśmy, tam, gdzie teraz jest studnia, stał żubr, sto metrów dalej zobaczyliśmy pięknego jelenia, a chwilę później z zarośli ruszyła cała ich chmara, chyba siedemnaście. Przejechaliśmy kolejnych dwieście metrów i gromada saren przecięła nam drogę. Wtedy pomyślałem sobie, że tylu znaków nie można pozostawić bez odpowiedzi.

Zaczęliśmy remontować ten domek. Na początku, jeszcze wiele lat wcześniej, przyjeżdżałem tu jak setki innych osób i pewnie czułem się tak jak oni, to znaczy nie rozumiałem lasu. Z jednej strony był pociągający, bo taki tajemniczy, pierwotna puszcza, z drugiej strony widziałem w nim wiele rzeczy rozczarowujących. Ponadto trochę się bałem, przerażała mnie świadomość, że w tak wielkim lesie mogę się zgubić.

Później chodziłem po puszczy z leśnikami i przyrodnikami, podglądałem las w różnych porach roku i coraz więcej o nim wiedziałem, coraz lepiej go rozumiałem i po prostu zacząłem się tutaj czuć znacznie bezpieczniej. Dowiedziałem się, że w XIX w. pewien carski geodeta podzielił puszczę na kwadraty o długości jednej wiorsty, czyli około 1066 m. Na każdym skrzyżowaniu takiego kwadratu został zakopany słupek z numerem oddziału, od pierwszego prawie do osiemsetnego, z tym że część oddziałów jest teraz po stronie białoruskiej.

Polityka 27.2002 (2357) z dnia 06.07.2002; Społeczeństwo; s. 66
Reklama