Archiwum Polityki

Szpital, rozejść się!

Jak czuje się oficer Wojska Polskiego, który nie dostaje za swoją służbę żadnego wynagrodzenia? – Jak śmieć – dosadnie stwierdza Krzysztof Groborz, który w uzasadnieniu pozwu napisał, że ma na utrzymaniu dwójkę dzieci i niepracującą żonę. On jeden zgodził się rozmawiać podając swoje nazwisko.

MON winne jest majorowi Groborzowi, do niedawna lekarzowi z Wojskowego Szpitala Gruźlicy i Chorób Płuc w Otwocku, 22 tys. zł. Wobec kilkunastu innych oficerów-lekarzy zaległości ma podobne. Ministerstwo milczy, nie odpowiada nawet na ponaglenia sądu.

Milczenie ministra

Nie zdarzyło się jeszcze w żadnej armii NATO, by oficerowie pozwali przed sąd ministra obrony narodowej z powodu niewypłacanego uposażenia. – Zostaliśmy do tego zmuszeni, bo wielokrotne pisma i interwencje nie dały żadnego rezultatu – usprawiedliwiają się.

Naczelny Sąd Administracyjny już 20 lipca zwrócił się do ministra obrony narodowej Bronisława Komorowskiego o odpowiedź na skargę majora Groborza. 18 września musiał swoje żądanie ponowić, bo żadne wyjaśnienia z MON nie nadeszły. Być może podczas kampanii wyborczej minister nie miał czasu na uzupełnianie akt sądowych (Bronisław Komorowski z sukcesem startował do Sejmu z listy Platformy Obywatelskiej, zdobywając w Warszawie 14 493 głosy). Ale oficerowie, którzy wcześniej wielokrotnie starali się powiadomić go o swojej sytuacji, od dawna narzekają na milczenie i bezczynność przełożonego.

W sytuacji krytycznej, gdy od marca do czerwca nie otrzymywaliśmy żadnych dochodów, prosiliśmy nawet o zapomogę, ale minister nie raczył odpowiedzieć – opowiada jeden z lekarzy.A przecież zadłużenie MON wobec nas, żołnierzy zawodowych, sięga nawet ubiegłego roku, bo szpital nie wypłacił nam należnego wyrównania poborów za rok 2000, nagrody rocznej, od listopada nie płacił za dyżury.

Załamałem się i po 20 latach służby przeszedłem na emeryturę – mówi Groborz.

Inny lekarz oficer, który także złożył pozew w sądzie, choć chce pozostać w armii, kwituje sprawę krótko: – Gdybyśmy przyszli pod budynek ministerstwa z granatami albo kałachami i przejechali po szybach, wreszcie by się ktoś obudził.

Polityka 42.2001 (2320) z dnia 20.10.2001; Kraj; s. 46
Reklama