Archiwum Polityki

Szarża lekkiej brygady

Mistrzostwa Europy w lekkiej atletyce transmitowało 88 stacji radiowo-telewizyjnych, a oglądało pół miliarda telewidzów. W zawodach startowało 1200 zawodników z 44 krajów. W ostatnim dniu imprezy na trybunach Nepstadionu znalazło się blisko 70 tysięcy widzów. Biletów zabrakło. Jak na tę dziedzinę sportu był to swoisty rekord. Polacy w klasyfikacji medalowej zajęli czwarte miejsce. To najlepszy wynik od ćwierć wieku.

Dla nas były to mistrzostwa pomyślne. Polacy zdobyli 3 złote, 4 srebrne i 1 brązowy medal. Swoje zwycięstwa zadedykowali tragicznie zmarłym starszym kolegom, olimpijczykom, Władysławowi Komarowi i Tadeuszowi Ślusarskiemu. Nasi zawodnicy liczyli się w większości rozegranych konkurencji. Mówiono o nich z uznaniem, bo walczyli z zacięciem. Sprawili sporo niespodzianek, zabierali medale najlepszym dotąd zawodnikom. Mistrz Europy w biegu na 400 m przez płotki Paweł Januszewski w ciągu trzech dni trzykrotnie ustanawiał nowe rekordy Polski i poprawił swój wynik o półtorej sekundy, co na dystansie 400 m jest fenomenalnym wyczynem. Wyprzedził też kilku murowanych faworytów w tej konkurencji. Januszewski należy do tej nowej generacji sportowców, którzy niezłomnie wierzą w sukces. Obecnie, kiedy niemal wszyscy konkurenci są znakomicie fizycznie przygotowani, właśnie psychiczne nastawienie decyduje o zwycięstwie.

Świeżość, przebojowość i wiara we własne możliwości były też decydującym czynnikiem w świetnym występie naszych czterystumetrowców. Wicemistrz Europy Robert Maćkowiak był zaledwie szósty w rankingu tej konkurencji. Wraz z Piotrem Haczkiem i Tomaszem Czubakiem stoczyli porywającą walkę z Brytyjczykami, najpierw w finale biegu na 400 m, a potem w sztafecie 4 x 400 m. Tej niezwykle utalentowanej grupy prowadzonej przez trenera Józefa Lisowskiego powszechnie nam zazdroszczono.

Nie dali się pokonać nasi etatowi mistrzowie - Robert Korzeniowski i Artur Partyka. Tej klasy sportowcy są zaciekle atakowani przez młodszych zawodników. Korzeniowski maszerował 50 km w ogromnym upale bez najmniejszych śladów ciężkiego zatrucia pokarmowego, którego nabawił się 10 dni wcześniej podczas zgrupowania treningowego w słowackiej miejscowości Dudince. Trzymano tę informację w głębokiej tajemnicy dosłownie do połowy trasy, aby przeciwnicy nie narzucili ostrego tempa zaraz po starcie.

Polityka 35.1998 (2156) z dnia 29.08.1998; Wydarzenia; s. 18
Reklama