Archiwum Polityki

Rogaty Bolek

"Polskie wesele", film przedstawiający w krzywym zwierciadle amerykańskich Polaków, wzbudził gwałtowną reakcję ze strony oburzonej Polonii. Z kolei krytycy amerykańscy widzą w nim wzruszającą, choć niekonwencjonalną opowieść o rodzinnym domu. Już niedługo, jeśli Telewizja Polska zdecyduje się na emisję tego kontrowersyjnego obrazu, każdy z nas będzie mógł w tej sprawie wyrobić sobie własny sąd.

Film ten, który wzbudził tak wiele namiętności, pojawił się w amerykańskich kinach pod koniec kwietnia br. Jego autorką - zarówno reżyserem jak i scenarzystą - jest debiutująca w świecie kina Theresa Connelly. Jak sama mówi, w jej żyłach płynie również polska krew, a przede wszystkim wywodzi się z Hamtramck, przedmieść Detroit, zamieszkanych właśnie przez naszych rodaków, toteż materia wydawała się jej szczególnie bliska. Internetowy organ fabryki snów "Hollywood On-line" tak - z geograficzną precyzją - określił korzenie pani reżyser: "Wprawdzie jej ojciec pochodził bardziej z Kansas niż z Kijowa, jednak polskie pochodzenie matki nadało ton filmowi".

W czasie realizacji "Polish Wedding" konsultowała się ona z przedstawicielami Polonii, aby jej dzieło miało wiarygodny charakter. Co więcej - do niektórych scen zaangażowała polskich statystów (a właściwie nie tylko statystów, ale również odtwórców rozmaitych charakterystycznych ról).

Jak napisał Shawn Lewis na łamach "The Detroit News", nawet tradycyjne polskie święto - tłusty czwartek, nie wywołałoby tyle podniecenia wśród Polaków z przedmieść Detroit, co początek zdjęć do "Polish Wedding". Entuzjazm Polaków towarzyszących ekipie filmowej był niemal tak wielki, jak podczas wizyty papieża Jana Pawła II w tej części USA w 1987 r.

Oto jak czas realizacji filmu ocenia odtwórca jednej z głównych ról Gabriel Byrne: "Okolica w Irlandii, z której pochodzę, niezwykle przypomina mi atmosferę Hamtramck. Czułem się bardzo wzruszony serdecznością ludzi, o których do pewnego stopnia jest ten film. I postawą Theresy (Connelly - A. G.), która wróciła do domu, aby nakręcić film o swojej społeczności".

Nie bez znaczenia dla prestiżu filmu był fakt, iż udało się do niego zaangażować całkiem niezłą obsadę aktorską - nie pojawiły się w nim może gwiazdy z hollywoodzkiej superligi, ale całkiem szanowane nazwiska.

Polityka 35.1998 (2156) z dnia 29.08.1998; Kultura; s. 44
Reklama