Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Archiwum Polityki

Wyjechać z cudzoziemcem

Kończące się turystyczne lato dla wielu polskich biur podróży będzie ostatnim, w którym wystąpią w roli tour-operatorów, czyli biur organizujących wyjazdy. Niebawem większości przyjdzie handlować jedynie podróżami przygotowanymi przez 8-10 dużych biur, głównie tych z kapitałem zagranicznym, sprzedawać bilety i ubezpieczenia oraz ewentualnie organizować najmniej ryzykowne imprezy, z tzw. dojazdem własnym. Wiele biur zapewne zbankrutuje.

Wystarczy przejść się dziś w Warszawie ulicą Marszałkowską, przy której jest ok. 15 biur podróży, aby po widoku witryn zaklejonych plakatami z ofertą wyjazdów "last minute" zorientować się, jak wielkie są kłopoty ze sprzedażą tegorocznej oferty. Właściciele wszystkich biur podróży w zasadzie mówią to samo: wycieczek i wczasów sprzedaliśmy więcej niż przed rokiem, ale mniej niż zarezerwowaliśmy miejsc w samolotach i hotelach. Mogą być tu straty. Mało kto przewidywał aż taką ekspansję biur z obcym kapitałem.

Do początku lat dziewięćdziesiątych Polak chętny poznania świata miał do dyspozycji tylko skromną ofertę polskich i polonijnych biur podróży. Osoby z odpowiednim zasobem dewiz na własną rękę szukały atrakcyjnych propozycji w niemieckich biurach w Berlinie Zachodnim. W Polsce pierwsze biura podróży z obcym kapitałem pojawiły się wraz z kapitalizmem. Na początku był to kapitał rodzinny, który starała się np. pomnażać Polka, żona Greka czy Turka. Nasz rynek dostrzegły też firmy hiszpańskie i niemieckie. Ale choć w latach 1991-93 prywatyzujące się polskie przedsiębiorstwa turystyczne były słabe, to i te obce niejednokrotnie musiały zwijać interesy, jak np. Majorka Travel, a niektóre, jak TWT Polska z Berlina, nawet zbankrutowały. Był to jeszcze czas, kiedy Polak podczas zagranicznych podróży liczył każdego dolara, a po przesiadce z "malucha" do samochodu zachodniej produkcji wolał szaleć po autostradach, niż latać samolotem.

Przełom nastąpił z chwilą pojawienia się w Polsce na stałe wielkich niemieckich tour-operatorów: TUI i Neckermanna, po powstaniu biura ScanHoliday i po tegorocznym debiucie Vinga. Biura te zarzuciły rynek wielką ofertą ponad stu tysięcy miejsc w krajach basenu Morza Śródziemnego, na hiszpańskich i greckich wyspach, w Tunezji i na Cyprze, gdzie najrozsądniej jest dolecieć samolotem.

Polityka 37.1998 (2158) z dnia 12.09.1998; Społeczeństwo; s. 68
Reklama