Rząd ma skupić już nie tylko całą nadwyżkę wieprzowiny, windując jej ceny w górę, ale także mleko w proszku, drób, zboże i wszystko, co się chłopu urodzi w polu i zagrodzie, a czego rynek nie zechce lub zechce za tanio. Po uprzednim stwierdzeniu przestraszonego rządu, że protesty rolników były uzasadnione, przeszkodą w realizacji tego koncertu życzeń wydaje się już tylko Leszek Balcerowicz. Zainicjowana przez PSL nieudana próba odwołania wicepremiera jeszcze bardziej rozjuszyła chłopskie lobby.
Politycy partii chłopskich z badań i statystyk wybierają tylko takie elementy, które uzasadniać mają ich żądania: na wsi szerzy się nędza, dochody rolników dramatycznie zmalały i stanowią ledwie 40 proc. tego, co zarabia się w mieście, inflację obniżono kosztem wsi. Jest w tym część prawdy, ale i wiele demagogii, niestety bardzo skutecznej.
Żarłoczna nędza
Nieśmiałe próby ograniczenia dotacji do wsi, podejmowane w trakcie ubiegłorocznej dyskusji nad budżetem 1999 r., spełzły na niczym. Z puli naszych wspólnych pieniędzy rolnicy dostają coraz więcej. Po odliczeniu wydatków na obsługę długu publicznego, z budżetu ubiegłorocznego na wieś skierowano 11,9 proc., w tym roku już 14,4 proc. Jak ktoś zyskuje, to inni muszą tracić.
Gdyby wysiłek społeczeństwa kierowany był na modernizację wsi, czyli na to, aby za jakiś czas mocno stanęła ona na własnych nogach - warto byłoby te ciężary ponosić. Tak jednak nie jest. Wieś przejada bowiem pieniądze, przejadając jednocześnie swoją własną przyszłość.
W latach 1991-99 wydatki budżetowe na rolnictwo wzrosły ponad siedmiokrotnie, ale lwią część pieniędzy pochłonęły dotacje socjalne. Nakłady na rolnictwo wzrosły czterokrotnie, ale na fundowane z budżetu renty i emerytury - ponad dziewięciokrotnie.