Archiwum Polityki

Hamlet małego formatu

Po śmierci Krzysztofa Kieślowskiego powstała luka. Kina inteligentnego, uczciwego, stawiającego trudne pytania nie ma dziś odwagi (lub ochoty) tworzyć żaden z polskich reżyserów. Któż by się spodziewał, że miejsce po Kieślowskim zechce wypełnić Jerzy Stuhr? - Tylko nie porównujcie mnie z nim - prosi aktor. I chyba ma rację. Nie sposób. Mimo to "Tydzień z życia mężczyzny" dowodzi, że on sam stara się, żeby tych podobieństw było sporo. Dobrze to czy źle?

"Spis cudzołożnic", debiut reżyserski Jerzego Stuhra, przyjęto swego czasu z zaskoczeniem. Stuhr, specjalizujący się w rolach swojskich cwaniaków, zagrał w nim zagubionego w życiu inteligenta, który uświadamia sobie nieprzekładalność polskiego doświadczenia i polskiej historii na obcy język i kulturę. Ironiczny ton tamtej opowieści znakomicie oddawał stan ówczesnej świadomości Polaków, oszołomionych nagłym otwarciem na świat, jednocześnie nie mogących wyzwolić się z kompleksów przeszłości. Bohaterem "Tygodnia" jest także polski inteligent grany przez Stuhra. Ale traktujący świat serio i (pozornie) pozbawiony tych obciążeń.

Po 10 latach wolności inteligent Stuhra bardzo spoważniał. Zdążył również zapomnieć o dręczących go koszmarach prowincjusza. Pisze teraz książki o etyce, medytuje dekalog, jeździ porządnym samochodem i przymierza się do kupna domu. W środowisku uchodzi za niekwestionowany autorytet moralny, udziela mądrych wywiadów i z racji swojego zawodu poucza, jak żyć. W wolnych chwilach zajmuje się działalnością charytatywną, artystyczne pasje realizuje śpiewając w chórze. Zamiast człowieka przegranego, mamy więc obraz sukcesu, który - jak u Kieślowskiego - okazuje się klęską.

Nakręcony w ekspresowym tempie - niespełna dwa lata po "Historiach miłosnych" - "Tydzień z życia mężczyzny", trzeci autorski film Stuhra, to dzieło z kluczem. Na próżno można by w nim szukać komediowych akcentów, do których tak bardzo przyzwyczaił nas ten aktor. Znika czarno-biały rysunek postaci. Pojawia się wyważona, precyzyjna konstrukcja fabularna, będąca wyrazem głębokiego rozumienia ludzkich losów. To dowód ewolucji tego artysty. Ale i świadectwo przemian mentalności polskich elit. Tak jak Lutek Danielak, czyli Wodzirej z filmu Feliksa Falka stał się symbolem moralnej degrengolady epoki "małej stabilizacji i małej konsumpcji", tak teraz Adam Borowski, bohater "Tygodnia z życia mężczyzny", ma być zwierciadłem, w którym widać ciemne strony duszy prominentnych osób z pierwszych stron gazet.

Polityka 37.1999 (2210) z dnia 11.09.1999; Kultura; s. 50
Reklama