Już prawie milion osób na całym świecie dało się namówić na udział w poszukiwaniu kosmitów. Tym razem sprawa jest o tyle poważna, że firmują ją naukowcy z Uniwersytetu w Berkeley, których trudno podejrzewać o fascynację przygodami pary agentów z "Archiwum X". Zamiast biegać po poligonach wojskowych w poszukiwaniu śladów lądowania Obcych, korzystają z sygnałów rejestrowanych przez radioteleskop w Arecibo w Puerto Rico i poszukują w nim silnych lub regularnych sygnałów, których pochodzenia nie potrafimy wyjaśnić. A więc możliwe, że zostały nadane przez obcą cywilizację.
Ponieważ jednak przetwarzanie sygnału jest zadaniem wymagającym dużej mocy obliczeniowej, naukowcy postanowili poprosić użytkowników Internetu o udostępnienie im swoich komputerów. Tak właśnie powstał program Seti@Home. Aby w nim uczestniczyć, wystarczy ze stworzonej w tym celu strony internetowej (pod adresem http://setiathome.ssl.berkeley.edu/ lub w wersji polskiej http://www.put.poznan.pl/~tommy/SETI@Home/) pobrać niewielki program i zainstalować go na swoim komputerze. Po zainstalowaniu program skontaktuje się z serwerem w Berkeley i pobierze stamtąd do przetwarzania pakiet zawierający dane z radioteleskopu. Po obróbce, która przeciętnemu komputerowi klasy PC zajmuje kilkanaście do kilkudziesięciu godzin, komputer kontaktuje się ponownie z serwerem, zwraca wyniki i pobiera następną porcję danych do obróbki.
Dokładniej, analizowany jest sygnał o długości fali 21 cm (1420 Mhz), która odpowiada tej wysyłanej przez atomy wodoru, najpopularniejszego pierwiastka we wszechświecie. Uważana jest ona za najkorzystniejsze medium do przesyłania międzygwiezdnych sygnałów. Sygnał ten jest dzielony na odcinki o szerokości 10 kHz i długości 100 sekund, po czym przesyłany do obróbki do komputerów domowych uczestników projektu.
Użytkownik biorący udział w tym programie nie odczuwa spowolnienia pracy swojego komputera. Program przetwarzający dane działa w trybie tzw. wygaszacza ekranu: uruchamia się dopiero wtedy, gdy użytkownik przez pewien czas nie dotyka klawiatury ani myszki komputera. Zazwyczaj system Windows wyświetla w takim przypadku jakieś elementy graficzne, mające w założeniu zapobiegać niszczeniu monitora przez nieruchomy obraz. Wydaje się, że poświęcenie tego marnowanego czasu procesora na poszukiwanie sygnałów od pozaziemskich cywilizacji nie wymaga żadnych wyrzeczeń.