Archiwum Polityki

Wojny gwiezdne

Gérard Depardieu, najbardziej znany aktor francuski, traci punkty. Nie dość, że kłóci się z synem inwalidą Guillaumem, to na dodatek nie chce poprzeć kolegów z branży, którzy walczą o zachowanie dawnych aktorskich przywilejów.

Gwiazdor znalazł się w orbicie zainteresowania części środowiska artystycznego, tak zwanych intermittents du spectacle – to wszyscy zatrudniani czasowo w filmie, teatrze, telewizji, estradzie, ale również np. przy pokazach mody: mają specjalny status i przywileje, które zostaną bardzo ograniczone. Po zbojkotowaniu i odwołaniu ubiegłego lata festiwalu teatralnego w Awinionie, intermittents du spectacle zajęli kupioną przez Gérarda Depardieu kamienicę przy ulicy Cherche du Midi w Paryżu licząc, że ten wspomoże ich swym autorytetem w walce o obronę przywilejów.

Gérard Depardieu to gigant filmu francuskiego – już w jego nazwisku wielu dostrzega boską grę słów (tłumacząc na polski byłby to: Gerard Odprzezboga) – i postać niezwykle kontrowersyjna. Pochodzi z Chateauroux, w środkowej Francji, jest więc poniekąd symbolem spełnionego snu prowincjusza. Wcześnie opuścił dom rodzinny. Jako szesnastolatek przyjechał do Paryża, gdzie pracował i chodził na kursy aktorskie. Wybił się w 1974 r., razem z Miou Miou i Patrykiem Dewaere (druga gwiazda pokolenia, popełnił samobójstwo). Zasłynął rolą w filmie „Les valseuses” Bertranda Bliera, w którym np. uprawiają w licznych scenach miłość we trójkę, a według krążących legend nie było w tym jakiejkolwiek gry. Już wówczas ma emocjonalne rozterki. W 1990 r. ważyły się losy Oscara za rolę w „Zielonej karcie” (grał przebywającego nielegalnie w USA emigranta), ale Depardieu palnął w wywiadzie prasowym, że w młodości był świadkiem zbiorowego gwałtu (w rodzinnym Chateauroux zapamiętano go jako ulicznego chuligana, który zawsze był skory do bicia, szczególnie na pięści).

Polityka 4.2004 (2436) z dnia 24.01.2004; Społeczeństwo; s. 83
Reklama