Niemcy stały się najpotężniejszym krajem w Europie. Ale Berlin, ich nowa-stara stolica, to wciąż miasto drugiej ligi - daleko w tyle za Paryżem, Londynem czy Madrytem. Zapewne to tylko kwestia czasu, ponieważ miasto w imponującym tempie nadrabia zaległości. Berlin, wielomilionowa metropolia, będzie naturalnym magnesem, działającym również na wschód. W końcu dzieli go od polskiej granicy niecałe sto kilometrów. Warszawa przedmieściem Berlina? To wizja na wyrost. Ale cały pas pogranicza - od Szczecina po Wrocław - znajdzie się w najsilniejszej strefie berlińskiego przyciągania. Czy to dla Polaków szansa, czy powód do obaw? Na razie Berlin jest zajęty sam sobą i nie widać tam wielu amatorów Drang nach Osten. Podobnie po drugiej stronie granicy. Śmielej wchodźcie przez tę bramę, wykorzystajcie waszą szansę - radzi Polakom berliński senator. Oto relacja z obu stron.
Z Warszawy o godz. 6.45 przez Kutno, Poznań do Berlina jedzie pociąg Eurocity pod nazwą Berolina. Przyjeżdża o 13.17. Berolina to bogini niemiecka, której pomnik wzniesiony 110 lat temu brzydził Kraszewskiego. Nasz pisarz ubolewał, że Niemcy nie mogą uciec od militarystycznej symboliki, bo boginię przyodziano w zbroję, i że Berolina, choć kobieta, była zdecydowanie męska, skwaśniała i otyła. Usunięto ją po II wojnie światowej.
Berlin, chociaż od 1989 r. wchłonął w siebie 230 mld marek nowych inwestycji, nie jest otyły i dopiero szuka dla siebie jakiegoś nowego symbolu. 9 listopada 1989 roku, w Stunde nul, godzinie zero, 3,5 mln berlińczyków zmieniło świat nie ruszając się z miasta, a tylko burząc dzielący je mur. Teoretycznie po obu stronach muru były dwa stuprocentowe miasta, oba budowane na pokaz. Wschodnie, Hauptstadt der DDR, na pokaz siły nowego komunistycznego narodu NRD, Zachodnie - żeby nie dać się blokadzie i klaustrofobii i urządzić witrynę bogactwa najbliżej granicy z siermiężną Rosją. Ale dodanie stu procent z jednej i stu procent z drugiej strony nie dało wcale dobrego wyniku. Sztuczna gospodarka socjalistyczna Berlina załamała się w latach 1993-1994: zniknęło około 400 tys. miejsc pracy.
- Berlin wykorzystuje dziś 75 proc. swych możliwości - mówi dr Justus Bobke. Justus pracuje dla przedsiębiorstwa Partner für Berlin, prywatnej firmy lobbingującej na rzecz miasta. Jego zdaniem Berlinowi stale przybywa sił. Każdy chce się tu pokazać: zbudował się Siemens, Deutsche Bank, Sony, buduje się Chrysler. Wszyscy do znudzenia nazywali Berlin największym placem budowy w Europie, ale to da się odczuć dopiero po zbudowaniu dworca Lehrter Banhof. Paradoksalnie, szeroka blizna po murze dała Berlinowi przestrzeń do budowania w samym środku miasta.
Ten Lehrter Banhof będzie - teraz uwaga - największym dworcem kolejowym na świecie.