Archiwum Polityki

Co się stało z tamtą klasą?

W pierwszej połówce poprzedniej dekady mieli fanów, koncerty i czasem niezłe pieniądze. Ich zespoły objeżdżały kraj i choć ówczesny państwowy przemysł płytowy z dzisiejszej perspektywy wydaje się mieszanką biurokracji z manufakturą, kiedy ukazywała się płyta, a choćby i kaseta, kupowano je w parę dni. Polski boom rockowy z tamtych czasów ma swoich bohaterów czynnych w branży do dziś, ale ma także bohaterów po przejściach i takich, o których dziś się nie pamięta.

Idole tamtych lat... Perfect, Republika, Lady Pank, Oddział Zamknięty, TSA, Lombard, Budka Suflera z Izą Trojanowską, która była już wtedy młodą, ale dość znaną i nader ponętną aktorką. Ich znała cała Polska. Ale byli też inni, bez większych szans na radiową i telewizyjną promocję: Brygada Kryzys, T. Love Alternative, Tilt, Kult, Dezerter. Oni zyskiwali publiczność koncertując na festiwalach rockowych, w klubach studenckich, rozpowszechniając kasety wyprodukowane własnym sumptem. Fani dobrze znali ich nazwiska i pseudonimy: "Skandal", "Zygzak", Tomek Lipiński, czyli "Franz", Paweł "Kelner" Rozwadowski, Robert Brylewski. Na prywatkach śpiewało się koncertowe hity - "Spytaj milicjanta", "Edukacja kopulacja", "Wychowanie".

Rockowy boom z czasem przeistoczył się w rockową rutynę, aż w końcu, już w nowej Polsce, w komercyjny kierat. Muzycy i fani nie zawsze umieli się znaleźć w nowej sytuacji. Z różnych zresztą powodów.

Każdy wiedział, co to jest rockowe życie. Trasy, hotele, panienki, wódka. "W trasy brałem ją, koncerty, potem cichy hotel", to nie do końca prawda, bo przede wszystkim "muzyka, trawa, wódka, zabawa" - obie te frazy śpiewał Krzysztof Jaryczewski z Oddziału Zamkniętego. Problemy pojawiały się później. Uzależnienie od leków, problemy z alkoholem. Jeden z najbardziej znanych wokalistów po chorobie strun głosowych został najpierw pracownikiem technicznym zespołu, potem przyszło mu rozpaczliwie walczyć z alkoholizmem, żyć z zasiłków, bo tantiemy z piosenek nie zawsze wystarczały.

Odeszli z kapeli

Straceńców w rockowej branży mieliśmy więcej. Właśnie minęło 5 lat od śmierci Ryszarda Riedla, wokalisty zespołu Dżem, człowieka, który dla swoich fanów był nie mniej ważny niż w globalnej skali rocka Jim Morrison. Na grób Riedla przychodzą tłumy wierne hipisowskiemu mitowi, grają na gitarach "Whisky, moja żono" i piją wino.

Polityka 42.1999 (2215) z dnia 16.10.1999; Kultura; s. 56
Reklama