Już na początku lat 80., kiedy ruszyła największa na świecie muzyczna stacja telewizyjna MTV, było jasne, że teledysk znakomicie odpowiada wrażliwości młodego pokolenia od kolebki wychowywanego przez muzykę rockową i programy telewizyjne. Wkrótce stało się równie jasne, iż ta arcykrótka forma może pretendować do miana najbardziej telewizyjnego spośród telewizyjnych gatunków. Szybki montaż, migotliwość zmieniających się błyskawicznie scen zsynchronizowanych z muzyką skutecznie atakowały umysł i emocje. Dla fonografii był to wystarczający powód, by z teledysku uczynić główny nośnik promocji płyt. Z tych samych powodów teledysk stał się atrakcyjnym wyzwaniem dla twórców tak zwanego video-artu i nie przypadkiem pod koniec życia zaczął robić eksperymentalne wideoklipy sam Andy Warhol.
Polski telewidz w tamtym czasie stykał się ze sprawą okazjonalnie, głównie dzięki programom w rodzaju "Wideoteki" czy "Jarmarku". Dość powszechny wśród młodych fanów muzyki zaopatrzonych w magnetowidy był zwyczaj przegrywania teledysków, tak jak dawniej przegrywało się materiał płytowy emitowany w programach radiowych. Wideoklip był tym bardziej eskcytujący, że nie tylko słyszało się swoich idoli, ale można ich było również obejrzeć.
To już historia. Dziś teledysk wydaje się czymś oczywistym, bo każda kablowa sieć telewizyjna ma w swoim repertuarze po kilka kanałów muzycznych nadających wideoklipy przez całą dobę. Istnieje wszak jeden tylko taki kanał nadawany w języku polskim - Atomic TV i jeśliby pominąć nieliczne programy w TVP ("30 ton", "Rower Błażeja") tudzież discopolowe audycje w Polsacie, tylko tam można obejrzeć teledyski z polską muzyką.
Twórca i organizator zakończonego niedawno VIII Festiwalu Polskich Wideoklipów Yach Paszkiewicz zaproponował podczas dyskusji panelowej refleksję nad pytaniem, czy teledysk jest sztuką, czy jedynie reklamą?