Archiwum Polityki

Judym kontraktowy

Medycyna rodzinna ma być fundamentem opieki zdrowotnej. Czy nowoczesnej, to sprawa do dyskusji. Na pewno oszczędnej, a więc skrojonej na polską miarę. I Kongres Lekarzy Rodzinnych ujawnił wyraźną przepaść dzielącą teoretyków od praktyków tej specjalności medycznej. Pierwsi rozpływają się w zachwytach, drudzy - żyją w obłędzie.

Wideę lekarza rodzinnego najłatwiej uwierzyć mieszkańcom prowincji. W małych miejscowościach, oddalonych od szpitali kilkadziesiąt kilometrów, lekarz-omnibus z natury rzeczy opiekuje się całą populacją i udziela najróżniejszych porad o każdej porze dnia i nocy. Pacjenci doktora chwalą, bo z bolącym uchem, kolką czy nawet z cukrzycą nie muszą szukać pomocy u droższych specjalistów z miasta.

W małych gminach nigdy nie trzeba było spisywać list pacjentów ani nikogo zachęcać do opieki całodobowej. Gdy nadeszła reforma, sielanka się skończyła - lekarz rodzinny stał się po prostu instytucją.

Dawniej na tytuł lekarza rodzinnego trzeba było zasłużyć wieloletnim zdobywaniem doświadczenia i zaufania pacjentów. Dziś kupony od nowej specjalności chcą odcinać wszyscy, którym udało się zdać egzamin i zdobyć etat w przychodni (obojętne jak wielkiej) oraz ci, którzy nawet nie myśleli o przekwalifikowaniu się z kardiologii, interny lub pediatrii. Ważne, by podpisać z kasą chorych kontrakt, a więc móc zarabiać pieniądze. To kasy chorych dzielą fundusze: między rzeczywistych lekarzy rodzinnych, którzy porwali się na otwieranie swoich indywidualnych praktyk, a wielkie ZOZ-molochy, gdzie w przychodniach lekarzy domowych odróżnia od innych tylko szyld.

- Trzydzieści zajętych krzeseł przed gabinetem i rejestratorki, wydające od świtu numerki to nie jest medycyna rodzinna, którą chcemy promować - mówi Jarosław Pinkas, prezes Kolegium Lekarzy Rodzinnych i równocześnie dyrektor medyczny Mazowieckiej Kasy Chorych. Jak pogodzić interesy środowiska lekarzy z polityką kasy, która akurat w tym województwie musi obsługiwać wyjątkowo dużo placówek medycznych? W dużych miastach brakuje lekarzy gotowych podpisać indywidualny kontrakt z kasą, bo nie ma chętnych do otwarcia prywatnych gabinetów.

Polityka 42.1999 (2215) z dnia 16.10.1999; Społeczeństwo; s. 74
Reklama