Archiwum Polityki

Horror w zaścianku

Czesław Miłosz pisał, iż "Pan Tadeusz" jest w istocie poematem metafizycznym, traktującym o równowadze świata, gdzie Soplicowo jest "ogrodem Pana Boga". Andrzej Wajda nie poszedł tym tropem, robiąc swój kolejny - po dłuższej przerwie - film o polskim losie, widzianym z perspektywy bardzo współczesnej.

Pierwsze sceny filmu nie zachwycają: przyjazd Tadeusza do Soplicowa, rozmowy przy kolacji, grzybobranie, nawet wyprawa na niedźwiedzia - wygląda to jak komiks z Mickiewicza. Potem zaczyna się jednak wielkie kino, patrzymy na ekran jak zauroczeni, aż do końcowego poloneza, tego najbardziej polskiego tańca z figurami. Dialogi, kiedy już się oswoimy z konwencją, brzmią doskonale (także tam, gdzie we frazie brakuje trzynastu zgłosek i aktorzy muszą "nabijać" rytm, na przykład uderzając partnera lekko w policzek), zdjęcia Pawła Edelmana są piękne, ale bez przesady, czasem wystarczy jedno ujęcie, na przykład pojawia się w kadrze bocian i już doskonale wiemy, czego on jest znakiem. Muzyka Wojciecha Kilara jest jak zawsze wielka. Aktorstwo, poza paroma wyjątkami, na wysokim poziomie.

I to jest zwycięstwo Wajdy, a przecież tak wielu przepowiadało mu klęskę, nie bezpodstawnie zresztą. Jak wiadomo bowiem uroda poematu Mickiewicza zaklęta jest w słowie - jak ktoś powiedział, "Pan Tadeusz" składa się naprawdę z opisów wschodów i zachodów słońca. Czy można sfilmować niebo, którym zachwyca się Tadeusz, albo te pola, gdzie "dzięcielina pała"? Przecież byłby to kicz niemiłosierny, wprost nie do wyobrażenia we współczesnym kinie.

Na szczęście Wajda wiedział, że epopei nie da się wiernie przenieść na ekran, nie inscenizuje więc dwunastu ksiąg, scena po scenie; film powstał według oryginalnego scenariusza, napisanego na podstawie poematu Mickiewicza. Jeden zabieg adaptacyjny ma tu szczególne znaczenie, i jakkolwiek to brzmi zaskakująco - u Wajdy Inwokacja "Litwo, ojczyzno moja..." pojawia się na końcu, na początku jest natomiast epilog "O tym - że dumać na paryskim bruku..." Już w pierwszej scenie pojawia się sam Mickiewicz w paryskim saloniku: czyta dzieło zasłuchanym gościom, w których rozpoznajemy bohaterów poematu.

Polityka 43.1999 (2216) z dnia 23.10.1999; Kultura; s. 17
Reklama