Archiwum Polityki

Nowe brzmienie

Upoważniony i zachęcony przez pamiętającego wszystko (podobno nawet Pana Boga, gdy jeszcze nie nosił brody) Jerzego Waldorffa i ja wspominać jąłem wielkich pianistów, których dane mi było słuchać: szalony i porywający Richter; precyzyjny i doskonały Gilels, wzruszający Małcużyński i pięknie brzmiący Claudio Arrau. Koncertem, który mimo upływu czasu nadal brzmi w mojej muzycznej (choć nieprofesjonalnej) pamięci jest łódzki występ Artura Rubinsteina z połowy lat siedemdziesiątych i jego uwagi dotyczące dojrzewania artystów do wykonywania pewnych utworów. W jednym z wywiadów Rubinstein przyznał wówczas, iż dopiero w późnych latach swej kariery dostrzegł nowe treści w koncertach fortepianowych Beethovena i Chopina grając je wolniej i jakby z większym zastanowieniem. Wspominam o tym dlatego, iż podobne dojrzewanie, odkrywanie nowych treści i nowych brzmień stało się udziałem licznej publiczności w chwilę po rozpoczęciu warszawskiego koncertu Polskiej Orkiestry Festiwalowej Krystiana Zimermana. Już pierwsze takty koncertu e-moll zwracały uwagę na niezwykłą wprost relację między orkiestrą a prowadzącym ją od fortepianu pianistą. Oni stanowili skupioną i jednocześnie radosną jedność odkrywającą przed słuchaczami nowe brzmienia orkiestry, która w dotychczasowych wykonaniach zdawała się odgrywać jedynie rolę tła dla partii fortepianu. Tak jak niegdyś Rubinstein tak dziś Zimerman dojrzał do nowego wnikliwego odczytania Chopina i by nikt mu w tym nie przeszkadzał, zdecydował się na bezpośredni kontakt z orkiestrą bez pośrednictwa dyrygenta.

Nieczęsto mamy dziś okazję uczestniczyć w koncertach, podczas których solista sam prowadzi orkiestrę. Początkowo miałem wrażenie, że rozprasza to słuchaczy, którzy miast na warstwie czysto muzycznej skupiają się na obserwowaniu (zresztą nie byle jakich) umiejętności dyrygenckich pianisty.

Polityka 51.1999 (2224) z dnia 18.12.1999; Kultura; s. 53
Reklama