Prezes Orlenu Zbigniew Wróbel jest rozczarowany. Nikt nie mówi o świetnych wynikach kierowanej przez niego spółki, o perspektywach, jakie da planowana fuzja z węgierskim koncernem MOL, za to wszyscy na okrągło zastanawiają się, kiedy zostanie zdymisjonowany. Dlaczego tak się dzieje? Tego prezes nie wie. Z pewnością nie chodzi o przyczyny merytoryczne, bo lepszego menedżera Orlen nie miał.
– Chyba chodzi o powody polityczne – zastanawia się prezes, zastrzegając jednocześnie, że to podejrzenie nie zostało zaczerpnięte z opracowania przygotowanego przez firmę doradczą Glaubicz Garwolińska Consultants. Firma ta podpowiadała prezesowi Wróblowi, co ma robić, by nie dać się usunąć ze stanowiska. Jedna z rad była taka: powinien rozpowszechniać informacje o zakusach Ministerstwa Skarbu, które chce kolejnej politycznej wymiany prezesa koncernu. Ten dość zaskakujący dokument odkryli w Orlenie audytorzy firmy Ernst&Young, którzy na zlecenie rady nadzorczej badali działalność zarządu spółki.
Prezes Wróbel uważa, że cytowane przez prasę fragmenty raportu audytorów zostały wyrwane z kontekstu i tworzą fałszywy obraz. Orlen korzysta z usług wielu specjalistycznych firm doradczych, także w zakresie publicznego wizerunku. Z tym wizerunkiem wciąż nie jest najlepiej, a to się przecież przekłada na notowania giełdowe. Rady jak to rady – raz są lepsze, raz gorsze. Cała sztuka polega na umiejętnym stosowaniu tylko tych pierwszych. Te cytowane przez prasę prezes zalicza do drugich, więc ich nie stosował. Przecież radzono mu nawet, by przed odwołaniem bronił się pozywając Ministerstwo Skarbu Państwa do sądu. To jakiś kompletny absurd!
Jednak kłopoty z wizerunkiem Orlenu to w dużej mierze zasługa samego prezesa. Spółkę dręczy pasmo skandali.