Oceniający po ćwierćfinałach poziom sędziowania w finałach Euro prezes PZPN, w latach dziewięćdziesiątych sędzia międzynarodowy, Michał Listkiewicz był pełen uznania dla arbitrów. – Gwiżdżą dobrze. Zdarzają się błędy, ale tych rażących nie ma wiele. Ten największy zdarzył się w meczu Portugalia–Rosja, gdy za rzekome dotknięcie piłki ręką poza polem karnym sędzia wyrzucił z boiska rosyjskiego bramkarza Owczinnikowa. Na usprawiedliwienie arbitra można tylko dodać, że dopiero kolejne powtórki telewizyjne pokazały, że zagrania ręką nie było. Choć tak do końca nie można mieć pewności. Sędziowie prowadzą dziś mecze pod dużo większą presją niż za moich czasów. Tę presję umacniają zwłaszcza telewizyjne kamery, które dla arbitrów nie mają krzty litości – twierdzi Listkiewicz.
Szczyty i elity
Uważany za najlepszego sędziego w Europie łysogłowy Włoch Pierluigi Collina jest doradcą finansowym. W sędziowskiej elicie są też menedżerowie, bankowcy, nauczyciele, a nawet lekarz dentysta. Taki fach ma Niemiec Marcus Merk, który poprowadził wielki finał. Wszyscy znają najczęściej dwa lub trzy języki obce. Wyjątkiem jest Mike Riley, który posługuje się tylko rodzimym angielskim. To może lepiej dla niego. Kiedy w meczu fazy grupowej nie odgwizdał rzutu karnego za faul Niemca Franka Baumanna na Łotyszu Marisie Verpakovskim, napastnik Łotwy ruszył do niego natychmiast z gotowym stekiem obelg, ale nie poskutkowało. Riley w tym samym meczu jeszcze raz nie odgwizdał faulu na filigranowym piłkarzu Łotwy.
Kontrowersje w fazie grupowej turnieju wzbudziła także decyzja Kima Miltona Nielsena. Duński arbiter prowadził mecz Francja–Chorwacja i uznał gola strzelonego przez napastnika Trójkolorowych Davida Trezegueta, choć powtórki pokazały wyraźnie, że Francuz pomógł sobie ręką.