Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Archiwum Polityki

Zostawili Wilno, Lwów

Jak Polacy mają żyć spokojnie, skoro ciągle dopada ich historia? Sprawa majątku obywateli polskich z Kresów stanęła – w precedensowej sprawie ważnej dla 80 tys. poszkodowanych – przed Europejskim Trybunałem Praw Człowieka w Strasburgu. Teraz już Europa przypomina nam, że to my – nie jacyś obcy – nie załatwiliśmy polskich roszczeń sprawiedliwie.

Najpierw fakty: kiedy Polska, jak worek kartofli, przestawiana była po wojnie ze wschodu na zachód, 1 240 tys. Polaków zamieszkałych na Kresach w polskich województwach: wileńskim, lwowskim, stanisławowskim, łuckim zgłosiło się do „repatriacji” i w bydlęcych wagonach pojechało szukać lepszego losu. Sam termin „repatriacja” był dla nich obraźliwy. Patria, od którego słowo pochodzi, znaczy po łacinie ojczyzna. Repatriacja to powrót do ojczyzny. Pochowano właśnie Jacka Kuronia, który urodził się we Lwowie; był więc „repatriantem”. Czy to znaczy, że urodził się poza ojczyzną? Nie. Mowa jest o takich samych obywatelach jak my wszyscy, urodzonych przed wojną w Poznaniu czy wczoraj w Szczecinie: urodzonych na obszarze Państwa Polskiego pod rządami polskich praw.

Na papierze wszystko wygląda doskonale. Czytam uważnie trzy umowy zwane republikańskimi, zawarte we wrześniu 1944 r. w Lublinie pomiędzy PKWN (podpis Osóbki-Morawskiego) i republikami radzieckimi: Białorusią, Litwą i Ukrainą (tu ciekawostka, podpis Chruszczowa), obiecujące przesiedleńcom złote góry. Wprawdzie musieli wszystko zostawić, oczywiście ziemię i domy, ale także kosztowności, auta, motocykle, meble, złoto i kamienie szlachetne, za to wszystko miało być spisane, wartość oszacowana, cytuję, „według oceny ubezpieczeniowej” i zwrócona na miejscu przesiedlenia. Jak to było naprawdę? Po pierwsze, nie było już wielkich fortun ani majątków. Pomieszczików, czyli obszarników, kamieniczników Rosjanie dawno wywłaszczyli. Ewakuacja powojenna była – według umów – dobrowolna, ale pamiętajmy, iż wcześniej jakichś 700 tys. kresowian Sowieci zamordowali na miejscu albo wywieźli za Ural.

Kto więc rozliczał majątki i kosztowności?

Wielu było szczęśliwych, że w ogóle uszło z życiem.

Polityka 27.2004 (2459) z dnia 03.07.2004; kraj; s. 24
Reklama