Adam Szostkiewicz: – Irak odzyskuje suwerenność. Ma to zamknąć okres amerykańskiej okupacji. Jak pan ocenia skutki interwencji USA w Iraku?
Avishai Margalit:– Katastrofa. Stojący za nią amerykańscy neokonserwatyści myśleli po bolszewicku: mamy plan i narzucimy go siłą.
Mieli czekać z założonymi rękami, aż Saddam Husajn nawróci się na demokrację i prawa człowieka?
Husajn po przegranej wojnie w 1991 r. nie był już zagrożeniem na zewnątrz. Groźny był wtedy, gdy najechał Kuwejt.
To na kogo można było liczyć, chcąc zmian w Iraku i na Bliskim Wschodzie?
Reżimy w świecie arabskim opierają się na służbach bezpieczeństwa, po arabsku – muhabarat. Armia zwykle nie cieszy się zaufaniem rządzących. Niektóre arabskie służby specjalne są całkiem dobre i niezbyt brutalne: Jordańczycy mają najlepszy wywiad w świecie arabskim. Informowali Zachód o niebezpieczeństwach z dużym wyprzedzeniem. Technicznie służby te są dość prymitywne, ale mają nieskończenie lepsze rozeznanie lokalnych realiów niż CIA z wielomiliardowym budżetem.
Reżimy tego typu są w zasadzie świeckie, ale idą na kompromis z siłami religii. Czasem próbują wyeksportować religijnych radykałów: niech inni mają z nimi kłopoty. Tak reżim saudyjski wyeksportował Osamę. To służby specjalne są czynnikiem zmian w tych reżimach arabskich, ma się rozumieć zmian odgórnych – trochę tak jak KGB w Związku Radzieckim. Jeżdżą po świecie, znają obce języki. Mogą „nawracać się” na nowoczesne idee. Gdyby doszło do współpracy takich „nawróconych” tajnych służb arabskich z umiarkowanym islamem, pojawiłaby się szansa zmian na lepsze. Takie jest antidotum na radykalny islam.
Ale w Iraku po obaleniu Saddama ten scenariusz odgórnej liberalizacji siłami bezpieki jest już niemożliwy.