Namiętność i śródziemnomorski temperament – dwie nasze cechy – zaostrzają debatę o tym, co powinniśmy zrobić po referendach. W kawiarni, u fryzjera, na spotkaniach w gronie rodziny, na wystawnych przyjęciach – wszędzie ta kwestia podgrzewa atmosferę dyskusji. Telewizja żyje tymi sporami, gazety poświęcają im mnóstwo miejsca.
Otóż obie strony cypryjskiego konfliktu (Turcy zamieszkujący północną część wyspy i Grecy cypryjscy – red.) nie zaakceptowały oenzetowskiego dokumentu, zakładającego zakończenie podziału wyspy i przyjęcie jej do Unii Europejskiej jako zjednoczonego państwa. Plan Kofiego Annana – jak nazwano ten dokument liczący 9 tys. stron – został jednak poddany pod głosowanie 24 kwietnia w dwóch oddzielnych referendach. Turcy cypryjscy dostrzegli w tym projekcie przede wszystkim korzyści płynące z przystąpienia do Unii i poparli plan przytłaczającą większością głosów.
Tymczasem większość cypryjskich Greków uznała, że plan jest dla nich niesprawiedliwy, bo nie reguluje w sposób zadowalający kwestii bezpieczeństwa: zakłada wprawdzie stopniową redukcję 35-tysięcznego kontyngentu tureckiej armii, ale godzi się na jej obecność na wyspie. Przeważająca większość Greków głosowała więc przeciw planowi.
Cypryjscy Grecy – zarówno politycy jak i zwykli obywatele – zastanawiają się teraz, co zrobić z negatywnym wynikiem głosowania, przyjętym z niezadowoleniem w niektórych krajach Europy, a także w Stanach Zjednoczonych. Wszyscy zaangażowani w tę sprawę wciąż stoją przed wielkim wyzwaniem: jak zakończyć konflikt i doprowadzić w końcu do zjednoczenia i pomyślnego funkcjonowania państwa na wyspie o powierzchni 9200 km kw.
Temat ma zresztą wyraźny polski akcent. Zbigniew Włosowicz, dyplomata z waszego kraju, jest szefem misji ONZ na Cyprze.