Archiwum Polityki

Polskie kino idzie na wojnę

Michnik z Kuklińskim depcząc czerwone maki idą zatknąć biało-czerwoną flagę na Monte Cassino: taki kadr powinien znaleźć się we wzorcowym filmie polskim, wychodzącym naprzeciw dylematom naszych czasów. To żart, ale ilustruje poważny problem: polskie kino nie potrafi opowiadać ani o bohaterach współczesności, ani o dawnych zwycięskich bitwach.

Niedawno zakończył się festiwal filmowy w Cannes, gdzie znowu nie było polskiego filmu. Z reguły wymienia się trzy przyczyny naszej nieobecności na najbardziej prestiżowych przeglądach: 1. nie kochają nas; 2. nie potrafimy się wypromować; 3. nie mamy dobrych filmów. Moim zdaniem, nie należy lekceważyć ostatniego powodu. Jakkolwiek przykro to zabrzmi, kino polskie przestało się liczyć na międzynarodowym rynku, co jest pewnym paradoksem. Kiedy nie należeliśmy do Europy, polskie filmy tam były, teraz należymy, ale polskich filmów tam nie ma. Nawet krajowi reżyserzy, którzy pracowali kiedyś na Zachodzie, od dawna nie dostają stamtąd propozycji, mogą więc opowiadać, że powrócili do ojczyzny z pobudek patriotycznych, co jest nieprawdą, ale brzmi ładnie.

Najgorsze jest jednak to, że polskie kino nie ma pomysłu na siebie, zwłaszcza kiedy wyczerpały się dwa dominujące w ostatnich sezonach nurty, to jest film sensacyjno-policyjny z elementami seksistowskimi oraz adaptacje mniej lub bardziej obowiązkowych lektur szkolnych. Kiedy „Pan Tadeusz” i „Ogniem i mieczem” przekraczały kolejne rekordy frekwencyjne, ogłoszono uroczyście, iż oto polski widz wybiera polskie kino, przy którym trwać będzie. Tymczasem ekranizacje książek trochę mniej znanych nie przyniosły oczekiwanych zysków, więc producenci szybko się zniechęcili. Pomijając, że niewiele zostało do sfilmowania, a kolejne propozycje zgłaszane przez krytyków („Janko Muzykant” czy „Bogurodzica”) miały już tylko charakter szyderczy.

Filmowcy znowu zaczęli więc spoglądać w dalszą i bliższą przeszłość, biorąc zresztą przykład z kina światowego, które znowu tłucze historyczne widowiskowe kawałki, nie gardząc jednocześnie bohaterami bardziej współczesnymi, takimi chociażby jak Che Guevara, któremu poświęcono jeden z pokazywanych w Cannes filmów, a pisało się też o następnym projekcie.

Polityka 23.2004 (2455) z dnia 05.06.2004; Kultura; s. 56
Reklama