Czeka nas wysyp patriotycznych widowisk, które opowiedzą dzieje naszej ojczyzny na nowo. Zobaczymy m.in., jak Polacy zwyciężali na frontach drugiej wojny światowej i chrystianizowali Europę w czasach wikingów.
Może nadeszła już odpowiednia chwila, by wypomnieć naszym filmowcom braki i zaniechania?
Czy Wałęsa będzie zadowolony, oglądając na ekranie siebie w interpretacji Więckiewicza? Podobno odtwórca jest lepszy od oryginału.
Motor napędowy naszej kinematografii.
Nasi narodowi bohaterowie najlepiej prezentują się na pomnikach, zastygli w heroicznych pozach. W kinie muszą się niestety poruszać i z tym bywa czasem problem.
Szykuje się nowa obrona Westerplatte. W roli agresora występuje początkujący filmowiec, którego pragną powstrzymać strażnicy narodowej pamięci. Kontrowersyjnym scenariuszem zajmuje się nawet rząd.
Czy polskie kino jeszcze istnieje? Należy podejrzewać, że tak, chociaż ostatnie miesiące nie dostarczają przekonujących dowodów. Zawodzą przede wszystkim filmy współczesne. Co przyniesie planowany powrót do przeszłości?
Film „1612”, zanim jeszcze powstał, był już legendą. Z jednakową niecierpliwością czekali na niego Rosjanie i Polacy. Jedni i drudzy mogą się czuć zawiedzeni. Ale to akurat dobrze świadczy o dziele reżysera Władimira Chotinienki.