Cyfrowo zrekonstruowany „Potop” przypomina znany obraz odświeżony przez konserwatorów, na którym dostrzegamy niewidoczne wcześniej szczegóły, zwłaszcza w scenach masowych (gorzej z bliskimi planami, kiedy np. widać niestarannie przyklejone wąsy). Montażysta Marcin Bastkowski wyciął z wersji oryginalnej aż 130 minut i zrobił to tak inteligentnie, że skrótów się nie dostrzega, a film nabrał nowego wigoru. Jak powiedział Jerzy Hoffman, „Potop Redivivus” to „Potop” na dziś. Niezmiennie imponują sceny bitewne z armiami statystów, realizowane w epoce przedkomputerowej. Kiedy mamy obronę Częstochowy, to na ekranie oglądamy najprawdziwszą Jasną Górę. Gdy Wołodyjowski pojedynkuje się z Kmicicem w deszczu, obaj aktorzy naprawdę machają ostro szablami, ryzykując zdrowie (to nadal najlepszy pojedynek w polskim kinie). Daje się też zauważyć, jak bardzo zmieniło się aktorstwo filmowe, razi zwłaszcza patos, a niektóre dialogi z „Potopu” weszły do języka reklamy („Ociec prać?”) i teraz słyszane z ekranu bawią widownię. Poza tym, oglądając film sprzed 40 lat, obcujemy z duchami wielu aktorów, którzy od dawna nie żyją. Ostatnio dołączyła do nich grająca Oleńkę Małgorzata Braunek, zupełnie inaczej zabrzmiała więc kwestia wypowiadana wzruszająco przez Kmicica: „Oleńko, Oleńko, azaliż nigdy się już nie obaczym?”.
Potop Redivivus, reż. Jerzy Hoffman, prod. Polska, 185 min