Gdy Stephen Frears i Miloš Forman pod koniec lat 80. ubiegłego stulecia jednocześnie ekranizowali „Niebezpieczne związki”, pisano o skandalu, wyniszczaniu konkurencji. Ale praktyka się przyjęła. Do bratobójczych pojedynków dochodzi nawet w polskiej kinematografii. W niedawnym, zaskakująco grzecznym starciu dwóch „Pitbulli” obyło się bez ofiar. Obecna rywalizacja między autorami dwóch superprodukcji o asach polskiego lotnictwa już taka nie będzie, o czym świadczą skargi i podejrzenia Jacka Samojłowicza, producenta „Dywizjonu 303. Historii prawdziwej” (premiera 31 sierpnia), m.in. o zorganizowaną akcję utrącenia jego filmu. A także zapowiedź wszczęcia przez niego sporu sądowego z producentami „303. Bitwy o Anglię” (premiera 17 sierpnia) o to, że niezgodnie z prawdą promują swój film jako pierwszą polską pełnometrażową fabułę na temat dywizjonu, podczas gdy został on zrobiony w całości za granicą za pieniądze brytyjsko-amerykańsko-polskie.
Według producentów „303. Bitwy o Anglię” rozmija się to z prawdą, gdyż należąca do jednego z nich firma MP Investment jest zarejestrowana w Polsce. A wkład polski to nie tylko gościnne występy Marcina Dorocińskiego i Filipa Pławiaka, ale też wielu innych aktorów, m.in. Radosława Kaima, Adriana Zaręby, Kamila Lipki, Damiana Dutkiewicza, dziesiątek statystów oraz operatora Piotra Śliskowskiego.
Podejrzenia budzi podjęta w ostatniej chwili decyzja o zmianie tytułu z oryginalnego „Hurricane” na „303. Bitwa o Anglię”, nie mówiąc o rozdzieleniu premier zaledwie dwutygodniowym odstępem. – Od zawsze zakładaliśmy użycie tytułu kojarzącego się z Dywizjonem 303, początkowo był to „Squadron 303” – tłumaczy jeden z brytyjskich autorów filmu.