Wprawdzie po ataku islamistów przez Stany przeszedł patriotyczny paroksyzm, sprzedano miliony chorągiewek, nalepek i naszywek, jednak pozory mylą. Społeczeństwo amerykańskie traci poczucie wspólnoty. I wpada w taki sam kryzys tożsamości, jaki dziś paraliżuje wiele narodów, a nawet głębszy. Tak jak w XX w. rozpadły się imperia europejskie, tak w XXI w. mogą się rozpaść Stany Zjednoczone. Latynoska rekonkwista odbierze Jankesom Florydę i Kalifornię. Południowe stany znów się skonfederują. A reszta pęknie na dwie części – kosmopolityczne Wschodnie Wybrzeże i zachowawcze stany Środkowego Zachodu.
Oto trzy przykładowe dowody: młoda Amerykanka wyznaje, że przed 11 września na pytanie, kim jest, odpowiedziałaby: „Muzykiem, poetką, artystką, kimś tam na płaszczyźnie politycznej, kobietą, lesbijką i Żydówką. Ale nie, że jestem Amerykanką. Wraz z przyjaciółkami byłyśmy tak sfrustrowane nierównością w Ameryce, że już zastanawiałyśmy się, czy nie przenieść się do innego kraju. 11 września wszystko zmieniło się. Stwierdziłam, że korzystam z danej mi tu wolności. Teraz mam naszytą flagę, pozdrawiam przelatujące myśliwce i uważam się za patriotkę”.
Ale taka deklaracja ujawnia jedynie, jak powierzchowna jest tożsamość narodowa ludzi wykształconych. Podminowały ją globalizacja, wielokulturowość, kosmopolityzm i nowa imigracja. Na pierwsze miejsce wysuwa się tożsamość etniczna, płciowa (gender) i tożsamość &, jak z przekąsem Huntington nazywa ludzi o podwójnej tożsamości etnicznej (np. Latyno-Amerykanów), często dwujęzycznych i o podwójnym obywatelstwie.
Dowód drugi: w 1998 r. w czasie meczu piłki nożnej Meksyk–USA na stadionie w Los Angeles był las flag meksykańskich, co miejscowa gazeta skwitował cierpko: „W Los Angeles drużyna amerykańska nie jest gospodarzem”.