Archiwum Polityki

Koniec z bezrobociem

Bez robotów nie podbijemy kosmosu. Dlatego już wkrótce na pokładzie stacji orbitalnej i wahadłowców powinny znaleźć się ich prototypy – droid wielkości piłki tenisowej i człekokształtny robonauta.

Prezydent George W. Bush postawił przed NASA niezwykle ambitne zadania: do 2020 r. ludzie mają ponownie wylądować na Księżycu i zacząć budować tam bazę. W niej zaś będą testowane technologie potrzebne dla przyszłej wyprawy na Marsa. Czy tak trudne cele ludzie osiągną sami bez pomocy robotów? Raczej wątpliwe. Tymczasem roboty zdolne wyręczyć człowieka w czasochłonnych i ryzykownych pracach w skrajnie trudnych pozaziemskich warunkach na razie zapełniają tylko książki i filmy science fiction. Próżno ich szukać na Międzynarodowej Stacji Kosmicznej, na pokładach rosyjskich rakiet Sojuz czy amerykańskich wahadłowców. Honor robotów ratują jedynie łaziki Spirit i Opportunity z powodzeniem badające obecnie powierzchnię Marsa. Nie przypominają one jednak tego, co kojarzy się potocznie ze słowem robot, czyli człekokształtnej maszyny.

Tu więcej do powiedzenia ma bynajmniej nie przemysł kosmiczny. Pierwszego humanoidalnego robota potrafiącego chodzić po schodach, witać się z ludźmi, a nawet tańczyć zbudowała firma Honda. Jej Asimo („Robota dla robota”, POLITYKA 1) nie powstał z myślą o podboju kosmosu. To pokaz zdolności technologicznych – jeżdżąca po świecie reklamówka japońskiego koncernu.

Astronauta z asystentem

NASA nie ma swojego Asimo. Prace nad robotami-pomocnikami astronautów posuwały się do tej pory dość wolno i dopiero teraz po ogłoszeniu nowego amerykańskiego planu podboju kosmosu powinny przyspieszyć. Mimo to agencja może na swoim koncie zapisać pewne sukcesy. Pierwszy jest mały – dosłownie i w przenośni. Nie jest to bowiem ani człekokształtna maszyna, ani inteligentny supermózg, jak słynny komputer HAL 9000 z filmu „Odyseja kosmiczna 2001”.

Polityka 8.2004 (2440) z dnia 21.02.2004; Nauka; s. 74
Reklama