Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Archiwum Polityki

Kilo Coelho

Ministerstwo Kultury chce zmusić wydawców do drukowania cen książek na okładkach, a sprzedawców – do ich przestrzegania. Czy dzięki temu książki będą tańsze?

Janina Goc z Kielc nie ma łatwego życia. Od dwunastu lat prowadzi małą osiedlową księgarnię Miła i patrząc w przyszłość czuje coraz większą niepewność. Boi się, bo mieszkańcy jej miasta, podobnie jak wszyscy Polacy, coraz mniej czytają i coraz rzadziej kupują książki. Ludziom brakuje pieniędzy. Pani Jadwidze serce się kraje, gdy do jej księgarni wchodzi matka z trojgiem dzieci. Każde z nich coś sobie zamarzyło, a to Sapkowskiego, a to Musierowicz czy Harry’ego Pottera. Najmłodszy chciałby malowankę. Jednak wystarczy tylko na podręczniki do szkoły, bo wystarczyć musi. – Klienci przychodzą po rzeczy absolutnie niezbędne, liczą każdy grosz – mówi pani Jadwiga.

Jakby tego było mało, po sąsiedzku pobudował się hipermarket, a wraz z nim przyszły książkowe promocje i wyprzedaże. Pani Jadwiga wie, że nie wygra z potężną handlową machiną. Pomimo to stara się, aby ceny u niej były jak najniższe. – Naliczam minimalną marżę, mam stałych klientów, amatorów dobrej literatury, którzy cenią sobie spokój i bezpośrednią rozmowę ze sprzedawcą. Rozszerzyliśmy też asortyment. W księgarni Miła można kupić również zabawki, zeszyty, artykuły biurowe i papiernicze. – Z samych książek wyżyć jest dziś trudno – mówi Janina Goc. Zarobek niewielki, byle na ZUS starczyło. Z księgarni utrzymuje się również córka Beata, która skończyła bibliotekoznawstwo, ale nie mogła znaleźć w Kielcach pracy. – Bo po co komu dzisiaj taki zawód – wzdycha Goc.

Książka nie jogurt

W zeszłym roku Polacy kupili 124 mln książek, z czego ponad połowę stanowiły podręczniki. To nie wystarczy, aby na rynku utrzymało się prawie 3 tys.

Polityka 36.2003 (2417) z dnia 06.09.2003; Gospodarka; s. 36
Reklama