Zarząd holdingu medialnego ITI (m.in. właściciel telewizji TVN) długo zastanawiał się, czy kupić klub piłkarski Legia. Co prawda stadion położony jest wyśmienicie, ale Legia ma spore długi, utrzymanie drużyny słono kosztuje, no i te chuligańskie rozróby nie dodają splendoru. Ostatecznie te trudne biznesowe rachunki udało się domknąć i teraz już wiemy dlaczego. Od nowego sezonu ceny biletów na mecze Legii rosną średnio o 53,5 proc., a na trybunę odkrytą, tzw. Żyletę, o 94,4 proc. Właściciele klubu pewnie to wiedzą, ale przypominamy, że na koniec ubiegłego roku inflacja w Polsce wyniosła 1,7 proc., a w tym nie przekroczy czterech. Wygląda więc na to, że na Łazienkowskiej drożyzna jest obecnie większa niż w najbardziej wrednych supermarketach. Argumenty rzecznika prasowego Legii, że wszystkiemu winna jest jak zwykle Unia Europejska (od maja do ceny biletów trzeba doliczać podatek VAT), zawodnicy cenią się coraz wyżej, a kibice regularnie dewastują stadion, więc wydatki dramatycznie rosną, nie do końca przekonują. Albo właściciele nie mają świeżych pomysłów, jak zrównoważyć finanse klubu i znaną metodą ministra finansów (zresztą nieskuteczną) chcą głębiej sięgnąć do kieszeni niebogatych w większości kibiców, albo tak naprawdę chcą ich wykurzyć ze stadionu. Przekonanie, że po takiej finansowej selekcji na trybunach zostaną tylko potulni amatorzy oranżady, może być mylące. Jako pierwsze odpadną dzieciaki ze szkół podstawowych i domów dziecka uczestniczące w akcji „Po szkole na zakole” (za bramką od Łazienkowskiej). A tym posunięciem ITI chwały sobie nie przyniesie.