We współczesnej Polsce wystąpienia teologa katolickiego z Kościoła, czyli apostazja, to wielka rzadkość. Ale w powszechnej historii chrześcijaństwa bynajmniej. Zarówno w pierwszych wiekach po Chrystusie, jak i dzisiaj nie brakuje zażartych sporów o to, czy Jezus jest Bogiem i jak to rozumieć. W naszych czasach teologia, zwłaszcza na Zachodzie, interesuje się przede wszystkim Jezusem człowiekiem, Jezusem historii, a Chrystusa wiary pozostawia religii i emocjom.
Współczesnym wiernym na ogół trudno zrozumieć ten rozdział, tak jak kiedyś trudno im było pojąć naukę Kościoła o Chrystusie – chrystologię – opartą na dogmacie o Trójcy Świętej, czyli trzech Osobach jednego i tego samego Boga. Niektórzy chrześcijańscy purytanie obawiali się, że pod tym dogmatem przemycono do chrześcijaństwa wielobóstwo. Od szesnastu wieków Kościół głosi Jezusa Chrystusa, Boga-Człowieka. Głosi Go razem, a nie oddzielnie: Jezus historii sobie, Chrystus religii sobie. Za świętym Pawłem Kościół powtarza, że jeśli ten Chrystus, Syn Boży, nie zmartwychwstał po ukrzyżowaniu, to chrześcijanie uczestniczą w oszustwie i są oszustami, gdy wzywają innych do nawrócenia. Zmartwychwstanie daje chrześcijanom nadzieję na zbawienie i życie wieczne; jeśli go nie było, zbawienia nie ma, co oznacza, że wiara chrześcijańska jest pozbawiona sensu.
Chrześcijanie wierzą w zmartwychwstanie i pragną zbawienia. Muszą odrzucić poglądy, które przeczą boskości i zmartwychwstaniu Jezusa, bo inaczej przyznaliby, że żyją zatrzaśnięci w świecie absurdu. Ale czy na pewno? Czy odsunięcie na bok dogmatu o boskości i Trójcy czyni chrześcijaństwo absurdem? Czy Jezus historii nie może inspirować kolejnych pokoleń do dobrych rzeczy i czy to nie wystarczy, by przyznać mu wybitne miejsce w dziejach?