Archiwum Polityki

Anatomia motłochu

Na razie trudno powiedzieć, czy zwyciężył Mel Gibson jako artysta, czy też Bohater jego kontrowersyjnej „Pasji”.

Zgiełk medialny, jaki towarzyszy premierze filmu, można ocenić jako wielki marketingowy sukces. „Pasji” Gibsona, już od chwili powstania, groziła bowiem rynkowa marginalizacja. Jako utwór konfesyjny, podpisany przez autora z przylepioną etykietką katolika-tradycjonalisty, nie mógł znaleźć dystrybutorów, więc zdawałoby się został skazany na klęskę. A mimo to stał się światowym wydarzeniem.

Ilekroć oglądam filmy oparte na tekstach biblijnych, mam poczucie pomieszania porządków. Biblia, podobnie jak Koran czy Wedy, nie jest książką jak wszystkie inne. Dzieła sztuki oparte na Biblii stanowią sztukę sakralną, są najczęściej wyposażeniem świątyń i służą bezpośrednio modlitwie. Odnoszę to spostrzeżenie zarówno do plastyki jak i do muzyki. Niezrównana pasja Bacha, podobnie jak msza Beethovena są częścią liturgii i w trakcie wykonań koncertowych mam poczucie pewnej niestosowności związanej z samym słuchaniem bez modlitwy.

Pasje w swej postaci teatralnej nawiązują dzisiaj do znanej w starożytności bliskości teatru i świątyń. „Misterium Męki Pańskiej” wystawiane przez Kazimierza Dejmka w teatrach Polski Ludowej wywoływało u części wierzącej publiczności odruch przyklękania w momentach, kiedy liturgia do tego zobowiązuje. W „Pasji” wystawianej w Kalwarii Zebrzydowskiej tłum wiernych nie przyjmuje biernej roli widza, lecz uczestniczy w zdarzeniach głośno wypowiadając modlitwę. W filmie trudno o podobne uczestnictwo i stąd u wielu wierzących pojawia się pewien dyskomfort płynący z poczucia, że postawa widza (czyli gapia) nie licuje z wagą tego, czego są świadkami na ekranie.

Z ludzi, którzy stanęli u narodzin wielkich religii, Mojżesz, Budda i Mahomet zeszli z tego świata w okolicznościach mało dramatycznych, jedynie Chrystus poniósł śmierć męczeńską, której sens jest treścią chrześcijaństwa.

Polityka 12.2004 (2444) z dnia 20.03.2004; Świat; s. 66
Reklama