W Brukseli, gdzie wszystko sprawdza się dokładnie, postanowiono sprawdzić, co mają we krwi europejscy parlamentarzyści. Przebadano krew 47 deputowanych z całej Europy, a wyniki okazały się wstrząsające. Ujawniono, że parlamentarna krew jest fatalnej jakości, nie trzyma unijnych norm i w zasadzie należałoby ją przetoczyć. Znaleziono w niej aż 76 szkodliwych substancji chemicznych (średnia ponad 1,61 substancji na głowę), m.in. pestcydy (w tym DDT), bromowane opóźniacze spalania, ftalanty i związki fluoropochodne.
Nie ma wątpliwości, że od ostatecznego zalania przez złą, nienadającą się do użycia krew Brukselę uchronić może jedynie zastrzyk świeżej krwi z krajów nowo wstępujących do Unii, w tym zwłaszcza Polski. Nasza krew jest nagła, gorąca i ekologicznie czystsza, a jeśli nawet znalazłaby się w niej jakaś substancja w zbyt dużym stężeniu, to na pewno nie będzie to bromowany opóźniacz spalania. Miejmy nadzieję, że nam tej krwi na wejściu nie utoczą zbyt wiele ani też nie przybrudzą (byłaby to woda na młyn dla różnej maści krajowych strażników czystości, którzy od dawna mają określone podejrzenia w tym temacie).
A swoją drogą, po badaniach krwi z niecierpliwością czekamy na kompleksowe badania rąk.