Prezes Wydawnictwa Narodowego Leszek Bubel schudł ostatnio 14 kilo. Nosi trzydniowy zarost, w zamierzeniu odmładzający, oraz inteligenckie okularki, dzięki którym spojrzenie nabiera przenikliwości. Dobra prezencja ułatwia powrót na scenę polityczną. Kilka miesięcy temu wydawca serii „Poznaj Żyda”, „Polski Holocaust”, tygodnika „Tylko Polska” i dziesięciu innych prasowych tytułów reaktywował Polską Partię Narodową. – Ma się odwoływać do tradycji ruchu narodowego w Polsce i jako jedyna bezkompromisowo walczyć o interesy Rzeczpospolitej w konfliktach polsko-żydowskich – chełpi się Bubel. PPN weźmie udział w kampanii do Parlamentu Europejskiego, ale 48 godzin przed wyborami wycofa się. Na razie chodzi tylko o zaistnienie w bezpłatnym czasie antenowym.
W ozdobionym zdjęciami z różnych stron świata i egzotycznymi figurkami mieszkaniu na Pradze Leszek Bubel przekonuje o swojej otwartości na inne kultury. Ale swoje wie od dziecka. Ojciec i wuj pamiętali i 17 września 1939 r., i to, kto był w UB. Jest dumny, że uważa się go za antysemitę.
47-letni złotnik, oskarżany o przywłaszczenie mienia (tłumaczy, że kłopoty z prawem zawdzięcza reformom Balcerowicza), od lat 90. walczy z fałszywym obrazem rzeczywistości, serwowanym – jak mówi – przez media polskojęzyczne i co jakiś czas jak bumerang wraca do polityki. Stał się ekspertem w ujawnianiu prawdziwych korzeni kolejnych przedstawicieli pozornie polskich elit (od Aleksandra Kwaśniewskiego do Marka Borowskiego). Czasem trochę to trwa, jak w przypadku Andrzeja Leppera, o którym prawdę (choć obce nazwisko zwraca uwagę) dostrzegł dopiero po zerwaniu współpracy.