Archiwum Polityki

Balcerowicz musi wejść?

Przed spekulacyjnym wzrostem cen po 1 maja możemy uratować się tylko sami

Za dwa tygodnie Polska będzie pełnoprawnym członkiem Unii. Jednych to cieszy, drugich martwi, ale wszyscy obawiają się wzrostu cen. Już dziś chcielibyśmy wiedzieć, co zdrożeje i kiedy? Czy da się choćby części podwyżek uniknąć? Czy warto kupić coś na zapas?

Zdaniem analityków tylko 15 proc. towarów i usług, z których korzysta przeciętne gospodarstwo domowe, rzeczywiście podrożeje; spadek cen obejmie aż 33 proc., a dla cen pozostałych towarów i usług nasze członkostwo w UE będzie obojętne. Z powodu akcesji maksymalny wzrost cen towarów konsumpcyjnych wyniesie w tym roku 0,9 punktu procentowego. A z tym da się jeszcze żyć. Jeśli sami zachowamy się racjonalnie – przekonują eksperci – to żadnych wielkich podwyżek nie będzie. Ludzie tego słuchają, ale na wszelki wypadek właśnie teraz robią ważne inwestycje lub śmieszne zapasy. Sprzedawcy samochodów, mieszkań, działek budowlanych tak dobrego kwartału jak miniony nie mieli od lat. Producenci cukru pewnie nie marzyli, że na samą wieść o podwyżkach (tu akurat prawdziwą) jeszcze w kwietniu wywindują cenę kilograma cukru do niebotycznego na polskim rynku poziomu, a sporą część do tej pory nikomu niepotrzebnych zapasów upłynnią. Ale ileż w ten sposób można było na wydatkach domowych naprawdę zaoszczędzić?

Nie ma co udawać: w przełomowych chwilach na cenofrenię (podwyżki cen spowodowane spekulacją handlowców i paniką konsumentów) choruje niemal każde społeczeństwo i nasze też od tego nie będzie wolne. Dotknęła ona silnie m.in. Szwedów, kiedy w 1995 r. wchodzili do Unii, czy Niemców trzy lata temu wymieniających swoje marki na euro. Trzeba pamiętać, że rozmiary podwyżek w najbliższych miesiącach zależeć będą nie tylko od zmiany stawek VAT, podatku akcyzowego, nowej wspólnej taryfy celnej i unijnej polityki rolnej, ale także od naszej odporności na stadne odruchy.

Polityka 16.2004 (2448) z dnia 17.04.2004; Komentarze; s. 18
Reklama