Weszliśmy do Europy, ale mamy kłopoty, żeby się z nią dogadać. Choć w polskiej sytuacji geopolitycznej w ostatnich 15 latach zmieniło się niemal wszystko, nasze umiejętności językowe za tymi zmianami nie nadążyły. Dopóki znajomość języka nie stanowiła „być albo nie być” na drodze kariery, dla przyjemności uczyło się niewielu.
Dziś na pytanie: „Do you speak English?”, większość odpowiada rzutko: „Yes”, i już ta odpowiedź świadczy, że są to deklaracje na wyrost (powinno być: „Yes, I do”.) Zagranicznych petentów automatyczna sekretarka w resorcie edukacji i sportu wita słowami: „Welcome in the Ministry of National Education and Sport...”, chociaż kilku zapytanych przez nas na wszelki wypadek anglistów i brytyjskich lektorów zaklina się, że może być tylko i wyłącznie Welcome to.
Rafał Szczepanik z firmy szkoleniowej Training Partners był zaskoczony, słysząc od zagranicznych znajomych, że tu wszyscy mówią po angielsku. – Potem skojarzyłem, że spędzili w Polsce dwa dni – między biurami swoich biznesowych współpracowników, warszawskimi hotelami oraz restauracjami. A w wielkomiejskich hotelach znajomość języków obcych jest jednym z podstawowych kryteriów przy zatrudnianiu. Chętni do pracy w Sheratonie (na wszystkich stanowiskach oprócz osób sprzątających) muszą się liczyć z weryfikacją zawartych w CV deklaracji w czasie rozmowy kwalifikacyjnej. Prowadzący nagle przechodzi na angielski i trzeba sobie radzić.
Władza się podciąga
Najwyższe władze językowo się podciągnęły. Pamiętamy, jak prezydent Lech Wałęsa milcząco siedział w karecie obok królowej Elżbiety. Prezydent Aleksander Kwaśniewski płynnie mówi po angielsku (choć niektórzy wytykają mu twardy akcent) i podczas ostatniej wizyty w Londynie prowadził z królową ożywione konwersacje; mówi też po rosyjsku, posługuje się niemieckim.